eR Be, czyli kilka refleksji o Rodzicielstwie Bliskości


Za nami Tydzień Bliskości. O Rodzicielstwie Bliskości rzeczywiście było głośno - mediach, na blogach... Searsowie zawitali do Polski, odbywały się liczne konferencje, panele, wywiady... Dane mi było obejrzeć tylko ten nieudolny w TVN (co o nim myślę, napisałam już na FB).
Ja nie o tym.
I też nie o tym, czym RB w ogóle jest, bo zwyczajnie w kilku słowach się nie da.
Ja raczej o tym, co w związku z RB myślę, czuję i czego już doświadczyłam.

Zaczęło się od książki "Więź daje siłę!". Pomyślałam wówczas, że to, co w niej przeczytałam, jest mi bliskie, że tak bym chciała. Marzyłam, aby nawiązać tę wyjątkową więź z moim Synkiem, aby być najbliżej Niego, jak tylko się da. Robiłam wszystko, żeby karmić piersią jak najdłużej. Nosiliśmy, tuliliśmy. Spaliśmy czasami razem, zawsze tuż obok. Próbowaliśmy odczytywać sygnały, które przekazywał nam Szymek - zazwyczaj płaczem. Myśleliśmy też o sobie, o naszym związku, o potrzebie bycia razem, żeby zachować równowagę w relacjach rodzicielskich i małżeńskich, bo wiadomo, że szczęście w związku przekłada się na szczęście w rodzinie.


Z lepszym lub gorszym skutkiem, ale udawało się! Czułam, czuliśmy, czujemy ogromną więź z Synkiem. Widzimy, że nam ufa, że lubi się przytulać. Reagujemy na Jego potrzeby, próbujemy odczytać to, co chce nam zakomunikować. Wciąż uczymy się mówić "NIE" w taki sposób, aby zrozumiał, a nie żeby tylko usłyszał zakaz. Jakoś wychodzi...

Po przeczytaniu "Więź daje siłę!" sięgnęłam po "Dziecko z bliska", a następnie po "Bez lęku". Wtedy byłam już pewna, że idziemy dobrą drogą. Dobrą, choć niesamowicie trudną drogą. 

Bo RB - choć zupełnie naturalne i praktykowane przez wieki, wynikające z odwiecznych ludzkich potrzeb - jest w dzisiejszych czasach trudne. Dlaczego?

...bo nie jest zbiorem typowych reguł i zasad, które należy wcielić w życie, żeby osiągnąć wychowawczy sukces.
...bo często wymaga od rodzica wielkiego wysiłku, wystawia na próbę jego cierpliwość. 
...bo stawia się je na równi z bezstresowym wychowywaniem, które psuje dzieci.
...bo jest po prostu modnym stwierdzeniem (rzeczywiście mówienie o RB jest modne).
...bo to wymysł ekolożek i im podobnych. 
...bo nasi rodzice TEGO nie znali, nie praktykowali, a teraz nie wspierają nas w naszym "bliskim" działaniu.

Łatwiej postępować z dzieckiem według podręcznika zaklinaczki, która mówi co, kiedy i jak należy robić. Łatwiej poddać się presji tych, którzy wiedzą lepiej, bo przecież ONI robili inaczej, ONI mają doświadczenie (uwaga: nie neguję ich całego doświadczenia!). Łatwiej odpuścić sobie tłumaczenie, pokazywanie, uświadamianie na rzecz "świętego spokoju". Łatwo... Ale czy wychowanie ma być łatwe?


Gdyby ktoś mnie zapytał, czym dla mnie jest RB, odpowiedziałabym, że jest czymś, co tkwi we mnie. Jest naturalne, a nie wyuczone, nabyte. Nie kłóci się z tym, co myślę i czuję. Jest też nierozerwalnie związane z moim instynktem macierzyńskim. RB to dla mnie siła płynąca z bycia mamą. Siła, która oparta jest na więzi z dzieckiem, na ufności, spokoju, miłości... Na tym, że co ma być, to będzie. Nic na siłę. To pokazywanie dziecku - na swoim przykładzie - co i jak. To wspieranie go, a nie wyręczanie w tym, co robi. To nauka samodzielności i umiejętności podejmowania decyzji. To zrozumienie, że nasze dziecko nie jest urządzeniem, które da się zaprogramować. To droga nie na skróty...


Nie musiałam brać udziału w konferencjach, szkoleniach, aby to poczuć. Co więcej - nie uważam, że jestem wyznawcą (wyznawczynią?), fanką (fanatyczką) RB. Nie lubię mówić "wyznaję RB". Potrzebowałam jedynie upewnić się, że to, co dyktuje mi instynkt, serce, ma sens. Znalazłam to w książkach, po które sięgnęłam w czasie ciąży i tuż po porodzie, a także w rozmowach ze znajomymi.

Moje RB nie jest idealistyczną wizją rodzicielstwa. Zdaję sobie sprawę, że w naszym społeczeństwie nie ma jeszcze na nie miejsca. To smutne, ale tak jest. Przydarzyło mi się w życiu bycie nauczycielem i wiem, że przedszkole, szkoła - pomimo wzniosłych idei - zabijają "inność". A dziecko wychowywane w duchu RB nadal jest w naszej kulturze "inne". Dlatego staram się, aby nasze RB było jak najbardziej życiowe, aby Szymek nie przeżył kiedyś szoku, aby nie został odtrącony i uznany za dziwaka.

Nie twierdzę, że jest idealnie, że RB wychodzi nam w 100%. Czasami brakuje cierpliwości (oj, jak mi jej czasami brakuje!). Czasami jesteśmy zmęczeni. Czasami nic nam się nie chce. Czasami mamy po prostu gorszy dzień. Takie życie. Pewnie z miesiąca na miesiąc będzie trudniej, bo starsze dziecko to silniejszy charakter. Jednak staramy się bardzo i wciąż szukamy w sobie tej siły, aby wychować jak najlepiej  potrafimy...  


* Te cudne rysunki trafiające w samo sedno RB pochodzą z bloga http://kruszka.blox.pl/html , którego jestem ostatnio fanką :) Kwintesencja rodzicielstwa w obrazkach.

15 komentarzy:

  1. Bardzo, bardzo, bardzo mi się podoba to co napisałaś. Wydaje mi się, że to jest najważniejsze w rodzicielstwie ( nie tylko macierzyństwie...) - wsłuchanie się w siebie i dziecko, ogromna doza cieprliwości i pozostanie w zgodzie ze swoimi przekonaniami mimo odmiennych i karcących spojrzeń/ rad ludzi dookoła. Wybranie z tych wszystkich poradników tego co nam pasuje i intuicyjne wcielanie tego w życie.

    A okruszkowe obrazki też bardzo lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, że pisząc o idei zaznaczasz, że 'życiowe' podejście jest ważne. O to chyba chodzi. Instynkt, teoria, książka - wszystko się sprawdzi, gdy ma się świadomość celu swych poczynań i wizję funkcjonowania dziecka w życiu codziennym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Poczytałam, pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do siebie kilka razy...
    Wklejam link do tego posta u siebie (mam nadzieję, ze nie masz nic przeciwko) - niech sobie inne nieidealne mamy też poczytają :)
    Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  4. I ja z ciekawością słuchałam wywiady w Tv i też mi coś nie pasowało,to nie to-dla mnie nie liczy się,że dziecko śpi przy mnie,obok tylko to,że może na mnie polegać zawsze i wszędzie-chociażbym miała biegać po całym domu jak wariatka.RB dla mnie jest czymś naturalnym-wsłuchaniem się w siebie działaniem w zgodzie z sobą.
    Fakt to jest moda-tylko czemu mamy tak często podnoszą głosy na dzieci,szarpią je i wymuszają pewne zachowania, kiedy dziecko wysyła inne komunikaty. Do tego trzeba dorosnąć i dojrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  5. ja celowo nie czytałam żadnych książek o wychowywaniu, bo chciałam polegać na instynkcie :) i szczerze, to wiele z tego jek postępuję można tam znaleźć, wiem, bo słucham czasem programów o takiej czy innej "metodzie"..Ogólnie bardzo się z Tobą zgadzam, że trzeba podejść do tematu życiowo, reagować na potrzeby dziecka, a przede wszystkim postępować tak, żeby rozumiało. Wiem, że może to wydawać się dziwne, że malutkie dziecko rozumie, co chcemy powiedzieć, ale ja tak uważam, tylko oczywiście nie odbywa się to słowami...
    Bardzo mądry post :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podpisuję się w 100%! Bliskość jest dla mnie ważna, czytałam Searsów i Więź daje siłę, trochę Agnieszki Stein również. To są moje klimaty, ale nie przyszłoby mi do głowy rozgłaszać wszem i wobec, że to się tak czy śmak nazywa. Po prostu - jest dla mnie naturalny, intuicyjny styl, choć wielce prawdopodobne, że ukształtował się na bazie wielu książek, które w życiu przeczytałam i dzięki temu na pewno, że mam kochanych rodziców... Moja mama czasem daje sobie zawiązać wnusiów w chustę :-)
    Dr Sears zebrał pewne zasady w całość i opatentował nazwę :-)

    Obejrzałam kawałek podlinkowanego przez Ciebie programu w DDTVN, odniosłam wrażenie, że podstawy trzeba wykładać jak dla półinteligentów, którym wydaje się, że dziecko będzie spało z nimi do wieku nastoletniego, jeśli temu nie zapobiegną. Zresztą podobnej sztuki starała się dokonać swego czasu Reni Jusis - efekt taki, że plotkarskie gazety rozpisują się w tonie sensacji, że kąpie w mleku, pierze tetrę i nie szczepi dzieci. Dobrze, że nie mam telewizora:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami lepiej czegoś nie widzieć, nie słyszeć - masz rację :)

      Usuń
  7. te rysunki to strzał w dziesiątkę brawo

    OdpowiedzUsuń
  8. ja też jestem zwolenniczką rodzicielstwa bliskości. Metody proponowane prze Tracy Hogg nie przemawiają do mnie. Nie wyobrażam sobie zostawić malucha w łóżeczku by się wypłakał i zasnął sam zmęczony płaczem. To nie dla mnie. Dla mnie naturalne jest ze dziecko spi przy mnie, ze zasypia przy piersi. Ze go biorę i przytulam jak płacze. Dla mnie to naturalny odruch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego wypowiadasz sie na jakiś temat nie mając o nim pojęcia? Tracy Hogg jest przeciwniczką pozostawienia dziecka do wypłakania, radzi aby obserwować dziecko, reagować na jego potrzeby. Nie znoszę jak ktoś neguje coś czego nie zna, to bez sensu! Dorota

      Usuń
    2. Ja Tracy przeczytałam i mogę krótko się wypowiedzieć. Prawda leży jak zawsze pośrodku. Nie nakazuje ona oczywiście pozostawienia dziecka "aż się wypłacze" - to by było nieludzkie, ale też nie poleca przytulać za każdym razem, kiedy dziecko tego potrzebuje. Odebrałam jej metody jako trening - dziecko ma zostać zaprogramowane na stały schemat dnia i nocy i już. Podnieś-połóż...

      Usuń
  9. Ja sobie wszelkie podręczniki odpuściłam... Do RB zniechęciły mnie osoby wymuszające na mnie tą "jedyną i słuszną" drogę egzystencji z dzieckiem...
    Ale działam na intuicji i wiele (chociaż zdecydowanie nie wszystko) jest wspólne. Każde dziecko inne i cóż. Przy każdym trzeba inaczej świat wspólny budowac :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Podoba mi sie to co zaznaczyłaś na końcu, że czasami brakuje cierpliwości :) Moje myślenie w chwilach gdy jej brakuje zawsze opiera się na tym, że zaczynam szukać w sobie bledów i wad, nakręcam się a po chwili jest coraz gorzej i zaczynam wątpić w RB. Mam 6-letniego syna i 16-msc córke. mój sposób wychowania ich się rózni, posepowanie w wielu sprawach tez. TO co kiedys wydawało mi się dobre teraz nie ma sesnu. Nie ma złotego środka na wychowanie ... niestety

    OdpowiedzUsuń
  11. Masz rację, że to trzeba czuć. Moim zdaniem najpierw trzeba to czuć, a chęć na zdobywanie wiedzy przychodzi naturalnie. Sięgnęłaś po literaturę bo to czułaś, nie odwrotnie:)
    Ja wychodzę z założenia, że po wielu latach utwierdzania, że zimny wychów jest jedyną słuszną ideą, a dzieci i ryby głosu nie mają, konferencje i książki są potrzebne by zmienić mentalność ludzi. Bo RB to nie tylko bliskość. to głębsza filozofia, która bepośrednio łaczy się z Porozumieniem bez przemocy i językiem żyrafy:) a taką wiedzę intuicyjnie mało kto posiada:D

    OdpowiedzUsuń