Dziś coś do poczytania - zwłaszcza dla przyszłych lub świeżo upieczonych mam.
Dostałam tę książkę od koleżanki (dzięki kochana!), kiedy jeszcze byłam w ciąży. Skończyłam ją czytać na kilka dni przed porodem. Poinformowałam o tym znajomą, wysyłając jej mniej więcej taką wiadomość: "Melduję, że książka przeczytana. Jestem gotowa (chyba)!"
No właśnie! Wydawało mi się, że jestem gotowa. Na poród. Na pojawienie się małego Dziecka. Na życiową rewolucję. Na bycie Mamą, po prostu! Przeczytałam sporo poradników, gazet; naoglądałam się wielu programów telewizyjnych o porodzie czy wychowywaniu dzieci. Ale wiadomo - im więcej opinii, tym większy mętlik w głowie. Traci się orientację, co jest ważne, a co najistotniejsze. Można się przygotować na to, jak radzić sobie podczas kąpieli, przewijania, usypiania czy karmienia dziecka, ale jak poradzić sobie z wychowywaniem???
I właśnie na to (takie miałam wrażenie) nie byłam gotowa. Owszem, wydawało mi się, że wiem, jak chciałabym, aby wyglądały moje relacje z Dzieckiem, ale nie miałam pojęcia czy mój instynkt macierzyński (dopiero co kiełkujący, a mający wybuchnąć z zdwojoną, nie! z potrojoną siłą tuż po porodzie) podsuwa mi właściwy trop. Aż do momentu, kiedy natknęłam się na książkę Więź daje siłę Evelin Kirkilionis. Wtedy upewniłam się, że to jest to. Że tak można i tak powinno się!