Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Współczesne rodzicielstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Współczesne rodzicielstwo. Pokaż wszystkie posty

Co myślę o św. Mikołaju


Jestem złą matką. Okłamuję swe dziecię (na razie to najstarsze), że jest sobie taki gość o imieniu Mikołaj/Gwiazdor, który lubi sprawiać maluchom radość, przynosząc im upominki. Co roku o tej porze zjawia się cichaczem w naszych domach i zostawia upominki w bucie lub pod choinką... Co ze mnie za rodzic? Prosto w oczy mówię nieprawdę. Bez zająknienia, z uśmiechem na twarzy.

Będę się smażyć w piekle...

Serio?

eR Be, czyli kilka refleksji o Rodzicielstwie Bliskości


Za nami Tydzień Bliskości. O Rodzicielstwie Bliskości rzeczywiście było głośno - mediach, na blogach... Searsowie zawitali do Polski, odbywały się liczne konferencje, panele, wywiady... Dane mi było obejrzeć tylko ten nieudolny w TVN (co o nim myślę, napisałam już na FB).
Ja nie o tym.
I też nie o tym, czym RB w ogóle jest, bo zwyczajnie w kilku słowach się nie da.
Ja raczej o tym, co w związku z RB myślę, czuję i czego już doświadczyłam.

Dziecko kontra miłość?

"70 procent związków przeżywa kryzys po urodzeniu dziecka" - taką informację znalazłam w artykule pt. "Troje na huśtawce" w starym - bo majowym - wydaniu "Twojego Stylu" (dopiero teraz wyjęłam pismo spod ławy). 

Mój Mąż oszalał!

Zwariował!
Dostał bzika!
Sfiksował!
...
Dostał totalnego kręćka na punkcie... dużych aut-zabawek dla naszego Syna.

Idealna matka?


Kilka dni temu znajoma sprawiła mi radość nie do opisania. Powiedziała, że moje macierzyństwo jest dla niej macierzyństwem wzorowym, takim, z którego można brać przykład.
Zawstydziłam się, ale nie powiem - komplement bardzo miły. Zapytałam znajomą, dlaczego tak sądzi, a ona wyjaśniła, że widzi mnie jako mamę świadomą swojego macierzyństwa; że dziecko jest dla mnie najważniejsze; że nie wróciłam do pracy, kiedy tylko skończył mi się macierzyński; że nawet na twarzy widać radość, jaką czerpię z możliwości bycia z Synkiem...
Jestem jej ogromnie wdzięczna za te słowa, bo sprawiły, że poczułam się dowartościowana. Ucieszyłam się, że ktoś widzi to, jakie ważne jest dla mnie macierzyństwo, że się w nim spełniam i to w 100%. I dziękuję jej też za to, że jej pierwsze pytanie, kiedy mnie zobaczyła, nie brzmiało: "To kiedy wracasz do pracy???". 


Po powrocie do domu zaczęłam się zastanawiać, jaka właściwie ze mnie matka? Czy rzeczywiście taka idealna???
Absolutnie nie! Z tym nie zgodzę się nigdy. Mam świadomość swoich wad i niedociągnięć. Bywam zmęczona, rozdrażniona, bezsilna. Cały czas się uczę - i siebie, i Szymka. Macierzyństwa i swojego nowego kobiecego wydania. Sądzę, że tak jak nie ma ludzi idealnych, tak też nie istnieją perfekcyjne matki. 
Jednak staram się być mamą świadomą. Dużo czytam i radzę się innych. Jestem czujna. Kocham swoje Dziecko z całego serca. Kochałam Je już w momencie, kiedy było maleńką fasolką, ba! - kochałam Je nawet wtedy, kiedy jeszcze Go nie było! Staram się dawać Mu całą siebie. Nie wyobrażam sobie, że teraz, kiedy Szymek zaczyna być dzieckiem świadomym i komunikatywnym, kiedy już nie leży plackiem, a poznaje świat wszystkimi zmysłami, mogłabym Go zostawić i tym samym pozbawić się możliwości wędrowania przez te pierwsze ważne miesiące przy Jego boku. 


Jakiś czas temu usłyszałam też (od kogoś innego), że my teraz tacy szczęśliwi, że świata poza Dzieckiem nie widzimy, że u nas wszystko idealnie, wzorcowo, że nasze Dziecko po prostu perfekcyjne... Same ochy i achy. 
Tak też nie jest. Ani ja, ani moje Dziecko (Mąż też nie!) nie jesteśmy idealni. 
To nie jest tak, że każdy nasz dzień jest piękny. Piękne bywają tylko chwile, momenty. Nie mam "cudownego" Dziecka, które pozostawione wśród zabawek spędza tam kilka godzin, a ja w tym czasie leżę i pachnę. Nawet bym tak nie chciała. Jestem zmęczona, niewyspana, na głowie mam pranie, sprzątanie, gotowanie, prasowanie... Normalna rzecz.
No właśnie - jesteśmy NORMALNI. Ani idealni, ani wzorcowi. Po prostu zwyczajni. Wyjątkowi - owszem - ale tylko dla siebie nawzajem, bo świata poza sobą nie widzimy, ale takich rodzin jak nasza wiele. 


Czy zasługuję na uznanie, bo zdecydowałam się na urlop wychowawczy?  
Nie. 
Wiem, że wiele mam po prostu nie ma innej możliwości i one MUSZĄ wrócić do pracy, jeśli chcą ją zachować. Pod tym względem jestem szczęściarą. 
Ale nie rozumiem, zwyczajnie w głowie mi się nie mieści, kiedy słyszę, że niektóre mamy - w szczególności te świeżo upieczone lub przyszłe, ze swoimi pociechami w brzuchach - zamierzają skrócić sobie dopiero co wprowadzony "cudem" przywilej bycia z dzieckiem przez rok w domu, bo praca (do której nie muszą wracać, bo ze spokojem poczeka), bo co powiedzą inni... 
Rany Julek!!! To po co były te dyskusje, te żale, apele, protesty? Tylko dlatego, że "mnie się należy"? 
Dla mnie to nie jest macierzyństwo świadome. Nawet nie wiem, czy to w ogóle jest macierzyństwo...
Bo czy chodzi o to, żeby tylko MIEĆ dziecko, czy żeby BYĆ dla dziecka?  Kiedy, jak nie w wieku 6, 10 czy 12 miesięcy, dziecko najbardziej potrzebuje bliskości z rodzicem? Czy praca, kariera, znajomi są naprawdę tak ważne? Ważniejsze od tego małego ludka, który jednym spojrzeniem, jednym uśmiechem daje nam znać, że nikogo bardziej na świecie nie kocha??? 
Nie sądzę! 
Ja mam tego świadomość. 
Ja wiem, że moje Dziecko mnie potrzebuje - tu i teraz.
Z pewnością Szymek nie ma mamy idealnej. To jednak nie ma żadnego znaczenia. Ważne bowiem, że w ogóle ją ma - tylko dla siebie... 
 

"Para na życie"


Wczoraj obejrzałam film. 

O więzi, która daje siłę

Dziś coś do poczytania - zwłaszcza dla przyszłych lub świeżo upieczonych mam.

Dostałam tę książkę od koleżanki (dzięki kochana!), kiedy jeszcze byłam w ciąży. Skończyłam ją czytać na kilka dni przed porodem. Poinformowałam o tym znajomą, wysyłając jej mniej więcej taką wiadomość: "Melduję, że książka przeczytana. Jestem gotowa (chyba)!"

No właśnie! Wydawało mi się, że jestem gotowa. Na poród. Na pojawienie się małego Dziecka. Na życiową rewolucję. Na bycie Mamą, po prostu! Przeczytałam sporo poradników, gazet; naoglądałam się wielu programów telewizyjnych o porodzie czy wychowywaniu dzieci. Ale wiadomo - im więcej opinii, tym większy mętlik w głowie. Traci się orientację, co jest ważne, a co najistotniejsze. Można się przygotować na to, jak radzić sobie podczas kąpieli, przewijania, usypiania  czy karmienia dziecka, ale jak poradzić sobie z wychowywaniem???

I właśnie na to (takie miałam wrażenie) nie byłam gotowa. Owszem, wydawało mi się, że wiem, jak chciałabym, aby wyglądały moje relacje z Dzieckiem, ale nie miałam pojęcia czy mój instynkt macierzyński (dopiero co kiełkujący, a mający wybuchnąć z zdwojoną, nie! z potrojoną siłą tuż po porodzie) podsuwa mi właściwy trop. Aż do momentu, kiedy natknęłam się na książkę Więź daje siłę Evelin Kirkilionis. Wtedy upewniłam się, że to jest to. Że tak można i tak powinno się!






Połowinki


Synku,
dzisiaj skończyłeś pół roku. Jak ten czas przeleciał! Dopiero co witaliśmy się na porodówce, a tu już 6 miesięcy! 

Lepiej czy gorzej?

Wkładając dzisiaj brudne rzeczy do pralki, pomyślałam sobie "Jak to dobrze, że wystarczy załadować automat, włączyć go, a po krótkim czasie powiesić czyste i pachnące ubrania!". A potem zaczęłam się zastanawiać...
Co by było, gdyby nie było pralek, kuchenek elektrycznych czy gazowych, odkurzaczy, żelazek, radia czy telewizji, telefonów komórkowych, suszarek do włosów, prostownic, fotelików samochodowych czy jednorazowych pieluch dla dzieci... Co by było, gdyby w ogóle nie było prądu?! Mielibyśmy wtedy LEPIEJ czy GORZEJ?