Słodkie oblicze cytryny




Bilans półroczniaka



Dzisiaj mieliśmy wizytę u pediatry. Pani doktor, która zajmuje się Szymkiem, już na ostatnim szczepieniu zasugerowała, że powinniśmy się u niej pojawić, kiedy Mały skończy 6 miesięcy. Nie dlatego, że trzeba (bo to oczywiście nie jest obowiązkowe), ale dla świętego spokoju; przecież kolejne szczepienie dopiero w sierpniu. Lepiej trzymać rękę na pulsie. 

Szymek zaprasza do zabawy


O więzi, która daje siłę

Dziś coś do poczytania - zwłaszcza dla przyszłych lub świeżo upieczonych mam.

Dostałam tę książkę od koleżanki (dzięki kochana!), kiedy jeszcze byłam w ciąży. Skończyłam ją czytać na kilka dni przed porodem. Poinformowałam o tym znajomą, wysyłając jej mniej więcej taką wiadomość: "Melduję, że książka przeczytana. Jestem gotowa (chyba)!"

No właśnie! Wydawało mi się, że jestem gotowa. Na poród. Na pojawienie się małego Dziecka. Na życiową rewolucję. Na bycie Mamą, po prostu! Przeczytałam sporo poradników, gazet; naoglądałam się wielu programów telewizyjnych o porodzie czy wychowywaniu dzieci. Ale wiadomo - im więcej opinii, tym większy mętlik w głowie. Traci się orientację, co jest ważne, a co najistotniejsze. Można się przygotować na to, jak radzić sobie podczas kąpieli, przewijania, usypiania  czy karmienia dziecka, ale jak poradzić sobie z wychowywaniem???

I właśnie na to (takie miałam wrażenie) nie byłam gotowa. Owszem, wydawało mi się, że wiem, jak chciałabym, aby wyglądały moje relacje z Dzieckiem, ale nie miałam pojęcia czy mój instynkt macierzyński (dopiero co kiełkujący, a mający wybuchnąć z zdwojoną, nie! z potrojoną siłą tuż po porodzie) podsuwa mi właściwy trop. Aż do momentu, kiedy natknęłam się na książkę Więź daje siłę Evelin Kirkilionis. Wtedy upewniłam się, że to jest to. Że tak można i tak powinno się!






Zielono mi...

Dzisiaj kilka kartek, które udało mi się zrobić wczoraj. Wszystkie zielone jak wiosna. Oby przyszła ona jak najszybciej! Dość śniegu! Dość zimna! Dość krótkich dni! Chcę zieleni! Chcę koloru! Z utęsknieniem czekam na przebiśniegi i tulipany. Chcę słyszeć śpiew ptaków za oknem, kiedy będę się budzić rano. Chcę czuć na policzku cieplejszy wiatr i pierwsze promyki słońca. Długo jeszcze???


Statystyczni Polacy? To nie my! odc.1 "Sen"

Statystyki... Kto je robi? Ci, którzy uwielbiają cyferki, tabelki, wykresiki... Po co je robią? Ano po to, żeby mieć JAKIŚ pogląd na COŚ, żeby mieć JAKIEŚ odniesienie do CZEGOŚ...
Do przemyśleń na ten temat skłoniła mnie definicja Polaka, którą znalazłam tutaj.  Najpierw bardzo mnie ona rozbawiła, ale potem zaczęłam się zastanawiać...

Przesyłka

Wczoraj czekała na mnie paczka. A w niej zamówione przeze mnie kilka dni wcześniej materiały do scrapowania, które znalazłam TUTAJ
Dacie wiarę, że Pani z tego sklepu dzwoniła do mnie, aby upewnić się, że rzeczywiście chcę kupić wybrane rzeczy, bo ostatnio kilka osób ją oszukało?! Po co ludzie zamawiają, skoro nie zamierzają odbierać przesyłek??? Nie rozumiem...


Dzień z czekoladą w tle

Dzisiaj byliśmy z Szymkiem odwiedzić moją pracę, tzn. znajomych, którzy pracują, bo ja to przecież "obijam się" na macierzyńskim :) Było bardzo miło. Chciałam zrobić im miłą niespodziankę i wymyśliłam... CZEKOLADĘ, którą wszyscy się zajadają, a na którą przepis zdobyłam od mojej cioci. 
Oto on!

Połowinki


Synku,
dzisiaj skończyłeś pół roku. Jak ten czas przeleciał! Dopiero co witaliśmy się na porodówce, a tu już 6 miesięcy! 

Bobas Lubi Wybór

Zastanawiałam się długo, jak to będzie, kiedy przyjdzie czas na rozszerzanie diety mojego małego Smyka; kiedy będą musiały pojawić się inne niż mamine mleko produkty. Miałam mnóstwo wątpliwości związanych z tym wydarzeniem.
Wiedziałam, że trzeba pomyśleć o glutenie. Mówiono mi, że powinno się go podać nie wcześniej niż w piątym i nie później niż w szóstym miesiącu życia dziecka. Potem okazało się, że jednak to nie jest konieczne akurat w tym czasie, bo wszystko zależy od tego, jak długo mama karmi swoje dziecię piersią. Należy bowiem podać gluten na około 2 miesiące przed planowanym odstawieniem dziecka.
Podobnie rzecz się ma z kaszkami. Naczytałam się, że już w czwartym miesiącu mogę zacząć podawać Małemu kaszki z marchewką, ziemniakiem czy jabłkiem. Natknęłam się  też jednak na opinie, że to za wcześnie lub że w ogóle nie powinno się karmić niemowląt rozdrobnionym jedzeniem.
I bądź tu mądrym!
Wszystko jednak stało się prostsze, kiedy natknęłam się na artykuł opisujący wprowadzanie stałych pokarmów według metody BLW.



Stópki

Niemowlęce stópki...
Nie wiem, co w nich tkwi takiego, że człowiek rozczula się ich widokiem. A kiedy bobas zaczyna się nimi świadomie bawić, chwytać, oglądać i wkładać do buzi, to już zupełnie można stracić głowę ze wzruszenia. No normalnie buzia sama się uśmiecha!
Jesteśmy właśnie na takim etapie. Szymek chwyta nóżki, jak tylko się go rozbierze i od razu zaczyna się nimi bawić. My nie możemy się napatrzeć. Bawi nas nawet to, kiedy próbuje sobie ściągnąć skarpetki - ostatnio ciągle ma takie wyciągnięte :) 

Makaron, kurczak i szpinak

Dziś będzie kulinarnie...
Uwielbiam makarony. Fascynują mnie te różnorodne kształty! Mogę spędzić naprawdę dużo czasu w sklepie przy regałach z tymi kolorowymi paczuszkami :) 
Ostatnio makaron najlepiej smakuje mi z kurczakiem i szpinakiem.


Dlaczego Szymon?


Wybór imienia dla dziecka to dla niejednego rodzica bardzo trudna sprawa. Jest ich tak wiele! Każde ma też inne znaczenie! Dodatkowym problemem jest to, czy imię ma być "na czasie",  czy też oryginalne, a może rodzime, po przodkach. Nie dziwota zatem, że z tego powodu może dojść do kłótni między spodziewającymi się dziecka rodzicami!
Dlaczego o tym piszę?

Lepiej czy gorzej?

Wkładając dzisiaj brudne rzeczy do pralki, pomyślałam sobie "Jak to dobrze, że wystarczy załadować automat, włączyć go, a po krótkim czasie powiesić czyste i pachnące ubrania!". A potem zaczęłam się zastanawiać...
Co by było, gdyby nie było pralek, kuchenek elektrycznych czy gazowych, odkurzaczy, żelazek, radia czy telewizji, telefonów komórkowych, suszarek do włosów, prostownic, fotelików samochodowych czy jednorazowych pieluch dla dzieci... Co by było, gdyby w ogóle nie było prądu?! Mielibyśmy wtedy LEPIEJ czy GORZEJ? 


Home sweet home

Dzisiaj krótko. Bo po podróży, bo w końcu w domu, bo rozpakowywanie walizek, bo pyszna kolacja, bo  trzeba odpocząć po odpoczynku ;)
Zanim opuściliśmy "małe góry", zaliczyliśmy jeszcze krótki spacer.

Mały Szymek w małych górach - część trzecia

Kolejny dzień ze śniegiem w roli głównej. Padał, pada i chyba nie zamierza przestać.
Wybraliśmy się dzisiaj do Świątyni Wang. Mój Mąż zaplanował trasę spaceru tak, aby było jak najkrócej i jak najlżej. No cóż, nasz doskonały planista tym razem pomylił się nieco w obliczeniach. Owszem, było niezbyt daleko, ale baaardzo pod górkę. A wiadomo - wózek sprawy nie ułatwiał :).

Mały Szymek w małych górach - część druga

Dzisiejszy dzień upłynął nam pod znakiem śniegu. Sypnęło! I to jak! Sypnęło, że hej! Biało, bielusio dookoła.

Mały Szymek w małych górach - część pierwsza

Jesteśmy, dotarliśmy. Bez żadnych przeszkód ani opóźnień.
Szymek już od rana był w świetnym humorze. W końcu to jego pierwsze wakacje!


Zabiegana niedziela

Hurrra! Jutro jedziemy na wakacje, tzn. na ferie :), mimo że te wojewódzkie już dawno za nami. 
Niestety wiąże się z tym pakowanie :( Pierwszy raz wyjeżdżamy na tak długo z Szymkiem, więc wniosek prosty - musimy zabrać ze sobą niemal pół domu! Walizki pękają w szwach, a ja nadal mam wrażenie, że czegoś zapomniałam, oczywiście czegoś bardzo ważnego! 


Festiwal rocznic

Nie wiem czy wy też tak macie, ale ja jestem pamiętliwa (Mężuś powiedziałby, że zarówno w dobrym i mniej fajnym znaczeniu). Mam głowę do dat związanych z naszym życiem. Pamiętam, kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy, kiedy dostałam "przedzaręczynowy" pierścionek (tak, tak - właśnie taki!), kiedy pierwszy raz na usg zobaczyliśmy bijące serduszko Szymka... Wszystko zapisuję też w starym kalendarzu (jeśli kiedyś, na starość, go zgubię, będzie katastrofa):





Kiedy to było?!

Dziś czas na wspomnienia. Nie tak dawne, bo sprzed około roku (a mam wrażenie, że to było w innej epoce!), kiedy Szymek pływał u mnie w brzuchu, gdzie było ciepło i bezpiecznie.
Ci, którzy uważnie śledzą bloga "Młoda Mama, Młody Tata i Dziecko", mogli już co nieco podejrzeć wcześniej TUTAJ . 
Tym natomiast, którzy jeszcze tam nie zajrzeli (czego mogą tylko żałować :)), pokażę dziś to, co udało mi się zrobić w czasie ciąży - album dla Szymka.
Album powstawał przez ok. 10 miesięcy. Początkowo tylko zbierałam to, co chciałabym w nim zamieścić. Dopiero w 4. miesiącu zabrałam się za tzw. pracę właściwą - wycinanie, wklejanie, ozdabianie. Koniec pracy nastąpił już po porodzie. Oto efekty:


"Sukienkowe"

Czy wiecie, że za znalezienie ząbka u dziecka należy się prezent? Ja nie wiedziałam! Tak to jest, kiedy jest się Mamą po raz pierwszy - wiele rzeczy jest dla mnie nowością.

Zumba??? ZUMBA!!!*

Dzisiaj coś dla ciała i ducha...



Kiedy minęło 6 tygodni od porodu (taki czas zalecany jest na "dojście do siebie"), poszłam na pierwsze zajęcia ZUMBY. Cel był taki - poruszać się, nabrać formy (bo zarówno tuż przed i tuż po urodzeniu Szymka dyszałam jak parowóz przy maleńkim wysiłku - kondycji zero!), no i oczywiście zrzucić trochę zbędnego balastu :)

Rodzina, ach Rodzina!

Nie ma nic ważniejszego! Teraz to rozumiem.
Wcześniej, zanim zalożyłam własną, bywało różnie. Wiem, wiem - ostatnio (można chyba tak powiedzieć) nastała moda na rodzinę, na macierzyństwo, na bycie żoną czy mężem. Z wielu źródeł płyną ochy i achy na temat tego, jak cudownie być mamą/tatą, jakie to piękne poświęcać się dla rodziny. Wszystko w porządku, jeśli rzeczywiście tak jest, ale problem pojawia się wtedy, kiedy takie zachwyty są udawane...

Początek...

Początki bywają trudne bądź łatwe. Wszystko zależy od tego, jakie i czego to są początki i czy mamy dość siły, aby zwalczyć wszelkie przeciwności. Ktoś pewnie powie: "Pisanie bloga?! Łatwizna! Co w tym może być trudnego???" Otóż może.
Po pierwsze - trzeba być konsekwentnym i sumiennym. Czy ja posiadam te cechy? Powiem tak - ja ich nie posiadam, ja je miewam :) Zobaczymy zatem, jak to będzie...
Po drugie - trzeba mieć o czym pisać. Ta sprawa wydaje się najłatwiejsza, bo przecież ZAWSZE jest o czym pisać. Kłopot jednak w tym, aby pisać o takich sprawach, które są ważne zarówno dla piszącego, jak i ciekawe dla czytającego.
Po trzecie (ten punkt wiąże się z poprzednim) - założeniem bloga jest nie tylko pisanie dla siebie, ale i dla KOGOŚ. Oznacza to, że trzeba mieć jakieś grono odbiorców, zwanych potocznie czytaczami. A to z kolei wiąże się z tym, że dzielimy się swoimi myślami, emocjami, przeżyciami z innymi i albo zostaniemy zrozumiani, albo wyśmiani. Niestety - takie jest ryzyko blogowania.
Mimo wszysto - ryzykuję!
Z góry jednak informuję, że nie zależy mi na popularności. Nie interesuje mnie "sława". Chcę pisać z potrzeby serca i właśnie tym trafiać do serc innych.
Na początek należy się kilka informacji o piszącej...
W rubryce "O mnie" napisałam: "Kobieta - od zawsze. Żona - od kilku lat. Mama - od kilku miesięcy. Zamierzam pisać o wszystkim, co dzieje się w moim "nowym" życiu, a zwłaszcza w mojej "nowej" głowie." Nie, to nie ma być blog tylko o byciu kobietą. Nie, to nie ma być też blog tylko o małżeństwie ani o macierzyństwie. Nie ukrywam, że ta ostatnia rola jest mi obecnie najbliższa i z pewnością w dużym stopniu kształtuje moją teraźniejszość, jednak chodzi mi o to, żeby moje zapiski były o wszystkim; o tym, co się dzieje wokół mnie i we mnie samej. Tak jak informuje tytuł  bloga, nastąpiło coś nowego, coś, czego wcześniej nie miałam i czym wcześniej nie byłam i to właśnie to COŚ chcę opisywać.
Jestem raczej duszą romantyczną, artystyczną i emocjonalną; lubię dużo myśleć i mocno przeżywać. Będzie mi miło, jeśli znajdzie się ktoś, kto myśli podobnie...
W takim razie: czas start!
DO KOLEJNEGO "NAPISANIA"!