Poranek inny niż wszystkie


Godzina 6.58. Słyszę krzyki dobiegające z pokoju Szymka. Obolała, ale szczęśliwa po nocy spędzonej we własnym łóżku, idę do Syna. Stoi w łóżeczku i wyciąga do mnie łapki. No to biorę. Kładę w sypialni, na miejscu Męża, który już od 2 godzin w pracy. Przykrywam kołdrą.

Leżymy.


Po chwili czuję małą rączkę klepiącą moje ramię. Potem drapiącą po głowie. I palec - najpierw w oku, potem w nosie. O nie! Tego nie zniosę! Odwracam się na drugi bok. Znowu klepanie - tym razem po plecach. A potem kręcenie się, wiercenie, obroty, wstawanie, gadanie, bawienie smoczkiem, zdejmowanie skarpetek...Nie marudzi, nie denerwuje się - wręcz przeciwnie, najwyraźniej dobrze się bawi. Korzystam więc i odpoczywam, próbując ułożyć się w takiej pozycji, żeby kości bolały jak najmniej.

Tak zleciała nam godzina. 

O 7.55 postanawiam - wstajemy. Odwracam się do Syna. Spogląda na mnie wielkimi oczyskami, uśmiecha się. Mówię: "Chodź, przytul się do Mamy". Bez oporów przyciska głowę do mojego policzka. O dziwo nie ucieka po kilku sekundach. Przytula się i przytula. No to korzystam! Masuję Mu plecki, głaszczę po głowie. Po chwili czuję, że Jego głowa jest jakby cięższa. Słyszę głębszy, miarowy oddech...

Syn usnął w mych ramionach :) Wtulony we mnie!

Nie ruszam się, nie oddycham zbyt głośno, żeby choć nie przerwać Jego snu. Chwilo trwaj! 

Śpi. Oddycha głęboko. Sapie i wzdycha rozkosznie. Jakie to miłe uczucie! Napawam się. Uśmiecham się pod nosem. Łapię każdą wspólną minutę. Czuję zapach zbożowej czuprynki i ciepły oddech na mojej twarzy. 

Po godzinie dochodzę do wniosku, że to chyba nie jest najlepsze rozwiązanie - tak spać i spać. Trzeba pomyśleć o śniadaniu. A i drzemka południowa pewnie się przesunie. Akurat dzisiaj to niewskazane, bo mamy inne plany. Budzę zatem Syna. Przeciąga się, ziewa, dając znać, że dobrze Mu się spało. Mówię: "Szymku, wstajemy. Trzeba się ubrać i zjeść śniadanko". Na sygnał jedzenia Synek od razu się ożywia. Z energią podskakuje na łóżku, mówiąc z uśmiechem na twarzy "am!". 

Taki to poranek mieliśmy dziś z Szymkiem :)

PS Od kilku dni w słowniku Szymka funkcjonuje nowe słowo: "keam", co oznacza "krem". Początkowo nie miałam pojęcia, o co Mu chodzi, ale zauważyłam, że wypowiada te dźwięki, kiedy smaruję się rano kremem. Sprytna bestia! :)

9 komentarzy:

  1. Szczwany bąbel :) Ale słodycz niesamowita, też chcę taki poranek! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak słodko! Życzę Ci wielu takich poranków. Moja Anulka też się ożywia po drzemce na wspomnienie obiadu, nawet jeśli wstała lewą nogą :-) A krem kojarzy mi się z "klemikiem!", którym każe sobie smarować dziąsła albo "klemikiem tatusia pyc pyc" do rąk :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Sama słodycz;) A wiesz, że moj synek też dziś rano ładnie (jak na niego ) spał. o 6.30 usnął wtulony w moje ramię i śpiulkał sobie do 7.15, a ja mogłam spokojnie wstać, przygotować rzeczy do pracki i zaglądałam tylko do niego czy się nie przebudza. I przebudził się, jak byłam przy nim, przeciągał i otwierał zaspane oczka. Cudo! Doskonale Ciebie rozumiem, jaka to słodycz i przyjemność leżeć przytulonym do dziecka;) A jakie to miłe jak się przytula sam i nie odpycha za dwie sekundy;)

    Megi W

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeurocze! Miło się czyta takie rzeczy :) Jak najwięcej takich poranków życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Aż łezka mi się zakręciła, takie chwile rzadko się zdarzają, ale jak już są to zrobimy wszystko, aby ta chwila trwała ja najdłużej... Do dziś Pamiętam jak Filio spał na moim brzuchu wtulony we mnie... Tak jak napisałaś Chwilo trwaj :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały poranek dziś miałaś :)

    OdpowiedzUsuń
  7. słodki poranek! :) Oby takich jak najwięcej...

    OdpowiedzUsuń