What if...


Znacie najgorsze słowo w języku polskim? Nie najbrzydsze, nie najbardziej krzywdzące, ale takie, które wywołuje w naszych głowach najwięcej złego? Ja znam: GDYBY.

Milion, nie - tryliardów dziewięć razy zastanawiałam się, co by było, gdyby...

...gdyby w szkole nie szło mi dobrze.
...gdyby moim domem rodzinnym była licha chatka we wsi na końcu świata.
...gdybym w liceum trafiła do klasy D (jak miało być) a nie do E.
...gdybym zamiast polonistyki wybrała biologię.
...gdybym nie popełniła paru głupich błędów w życiu. 
...gdybym była zgrabną brunetką zamiast sporych rozmiarów myszą.
...gdybym w przeszłości zaczęła pić i palić.
...gdybym zaszła w ciążę w wieku nastu lat.
...gdybym w kilku ważnych chwilach mego życia odważyła się powiedzieć, co myślę.
...gdybym nie spotkała na swojej drodze Męża.
...gdyby nie urodził się Szymon.
...gdybym nie upierała się przy porodzie naturalnym.
...gdyby okazało się, że naprawdę nie możemy mieć z Mężem dzieci.
...gdyby ktoś próbował zniszczyć nasze szczęście.

99% tych "gbybań" to jakiś absurd. Wiadomo przecież - przeszłości nie zmienimy. Niepotrzebnie tylko wymyślamy sobie inny scenariusz życia. Wpadamy w błędne koło. Zadręczamy się myślami. W moim przypadku ujawniają się one w nocy. To przez nie mam głupie, niedorzeczne sny. Czasami zwariować można. A przecież dokonaliśmy takich a nie innych wyborów i nasze obecne życie jest ich konsekwencją. Jeśli były to złe wybory, staramy się je naprawić. Jeśli dobre, robimy wszystko, aby ich skutek trwał jak najdłużej. A o tym, na co w ogóle nie mieliśmy wpływu, nie powinniśmy myśleć ani przez chwilę. Zastanawianie się nad tym, co by było gdyby, niczego przecież nie zmienia. Daje nam tylko złudzenie, że gdyby wydarzyło się coś innego, byłoby nam lepiej...

Zostaje jednak ten jeden malutki procent myśli, które są w pewnym stopniu uzasadnione, które mają sens. Dotyczą nie tyle naszej przeszłości, co przyszłości. 

Kiedy pojawiają się na świecie dzieci, "gdybania" zmieniają oblicze. Przybierają formę: "Co będzie, jeśli...". Co będzie, jeśli nasze dziecko zachoruje, nie zostanie zaakceptowane przez otoczenie w szkole, na podwórku, nieszczęśliwie się zakocha... Co, jeśli stracimy pracę i nie będziemy w stanie utrzymać rodziny? Co, jeśli jednego z nas zabraknie?

Podczas ostatniej podróży do lekarza rozmawialiśmy z Mężem o wypadkach. Usłyszeliśmy w radio o kolejnym pijanym kierowcy. Prowadzący przypomniał podobne tragedie z ostatnich kilku dni. Rozmowa jakoś tak sama zeszła na temat naszego życia. Dbamy o siebie, uważamy na drodze, ale co by było, gdyby nas zabrakło? Mało to wariatów dookoła nas? Co by było, gdybyśmy tak nagle odeszli, zostawiając nasze dziecko samo na tym świecie? Co by wtedy było???

Doszliśmy razem do wniosku, że nikt z naszych bliskich nie ma pojęcia, czego byśmy od nich oczekiwali, gdyby nagle nas zabrakło. Nikt nie ma pojęcia, czego chcielibyśmy dla naszego dziecka, jak chcielibyśmy, aby zostało wychowane. A przecież to takie ważne! 

Dlatego postanowiliśmy, że spiszemy nasze przemyślenia na ten temat. Nie, nie testament. Raczej przewodnik zawierający nasze prośby, wskazówki, chęci... Wszystko to, co chcielibyśmy zrobić sami, gdyby było nam dane żyć jeszcze wiele długich lat. 

Nie ma w tym żadnej histerii, żadnej paniki, że oto już, teraz kończy się nasze życie. Chodzi raczej o wewnętrzny spokój, że zrobiliśmy wszystko, aby w przyszłości nasze dziecko było szczęśliwe.

Bo przecież nikt nie wie, co by było gdyby...

13 komentarzy:

  1. Każdy chyba ma takie słowo. "Gdyby" nie jest takie złe. Dla mnie gorsze jest "DLACZEGO? ". :(
    Świetny pomysł z tym przewodnikiem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, to również jedno z tych trudnych słów.

      Usuń
  2. Też czasami o tym myślałam, co by było z moim synkiem, gdybym np zmarła lub zginęła w wypadku. I np mąż zostałby sam. Moja mama jest na wcześniejszej emeryturze, jest jeszcze dość młoda (55l), więc myślę, że pewnie ona z moim ojcem mogliby chcieć wziąć małego do siebie i go wychować. Z drugiej strony chcę by wtedy synkiem zajął się mąż-to jasne. Mąż tez mówi, ze przenigdy nie oddałby synka na wychowanie nikomu, sam by się nim zajął, byłoby mu cięzko połączyć pracę z życiem samotnego ojca ale by pokazał wszystkim ze da radę. Najgorzej raz zareagowała moja teściowa jak poruszyliśmy ten temat, to powiedziała, że ona zabrałaby małego dla siebie, bo ona jest sama (jest wdową). A ja nie chciałabym by moje dziecko było plastrem na czyjąś samotność, to już bym wolała by wychowali go moi rodzice, gdzie miałby zdrowsze warunki psychiczne do wzrastania, wzorce faceta w domu a nie wychowany przez samą kobietę. Takie dylematy... tez o tym myslę czasem. Z tego co piszesz mieszkacie za ścianą z rodzicami męża- pewnie by w razie najgorszego przejęli opiekę nad Szymkiem. I chyba nie trzeba nic spisywać- zrobiliby wszystko by małemu było jak najlepiej.

    Ale o czym my mówimy! Czeka nas przecież wiele lat dobrego życia, prawda?
    Megi W.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby mnie zabrakło, Mąż również stanąłby na głowie, żeby dać radę samemu. A w innym wypadku - no cóż, sprawy nie są tak oczywiste, jakby się mogło wydawać ;)
      Masz rację, że człowiek, nawet ten najmniejszy, nie może być lekiem na czyjeś nieszczęście. Twoja teściowa mogłaby wyrządzić mu takim zachowaniem dużą krzywdę. Właśnie dlatego myślimy z Mężem już teraz o tym, co byłoby najlepszym rozwiązaniem.
      Ja również mam nadzieję, że będziemy mieli to szczęście żyć długo i móc wychowywać naszego szkraba (a w niedalekiej przyszłości także bliźniaki).
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Damy radę i żadne czarne scenariusze się nie spełnią. Chociaż ja dziś o tym u mnie na blogu... chyba za dużo myślę a czasami trzeba po prostu iść na spontan i nie przejmować się by czarnych mysli nie zesłac;)

      Usuń
  3. gdybam, jeśli chodzi o siebie i na tym koniec. mam spokój z tym jeśli chodzi o Igiego. ale spisanie woli jest dobrym pomysłem!

    OdpowiedzUsuń
  4. Myszą??? Ty??? żartujesz? mm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciotka! No modelką to ja na pewno nie jestem! Samopoczucie kiepskie, kondycja staruszki, włos siwiejący, figura hipopotama... Nie jest letko! :p

      Usuń
  5. To całkiem dobry pomysł, ale mam nadzieję, że zupełnie niepotrzebny.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja często powinnam gryźć się w język zamiast później myśleć " a po co ja się odezwałam " :p
    Mam niewyparzony, no trudno

    OdpowiedzUsuń
  7. ja staram się odsuwać takie myśli, ale prawda jest taka, że warto się "zabazpieczyć" w różnej formie...
    obyśmy jednak wszyscy żyli naprawdę długo :)

    OdpowiedzUsuń
  8. ciężko chyba coś takiego stworzyć

    OdpowiedzUsuń
  9. Ehh, to gdybanie... Skąd ja to znam?!

    OdpowiedzUsuń