Co myślę o św. Mikołaju


Jestem złą matką. Okłamuję swe dziecię (na razie to najstarsze), że jest sobie taki gość o imieniu Mikołaj/Gwiazdor, który lubi sprawiać maluchom radość, przynosząc im upominki. Co roku o tej porze zjawia się cichaczem w naszych domach i zostawia upominki w bucie lub pod choinką... Co ze mnie za rodzic? Prosto w oczy mówię nieprawdę. Bez zająknienia, z uśmiechem na twarzy.

Będę się smażyć w piekle...

Serio?

Coraz częściej czytam o tym, że rodzic, który pozwala swojemu dziecku wierzyć w św. Mikołaja to ZUO. W ten sposób mami je, pozwala żyć w świecie ułudy, uczy czynienia dobra dla łakoci, rozleniwia intelektualnie. Mówisz "Tak, moje dziecko wierzy w św. Mikołaja", a inni odczytują to "Robi z dziecka głupka". 

Czyżby?

Jeśli rzeczywiście tak jest, to każdy, absolutnie każdy rodzic jest głupkiem. 

Kto z Was nie utwierdzał swojego dziecka w przekonaniu, że świat wyobraźni istnieje naprawdę? Nigdy nie bawiliście się z nim w czarodziejki czy rycerzy? Nie walczyliście na śmierć i życie z wyimaginowanym smokiem? No właśnie. W takim razie pozwalaliście mu wierzyć, że to, co się mu wydaje, jest prawdziwe. Dla dziecka świat imaginacji jest równie ważny (o ile nie ważniejszy) od rzeczywistego. Niemal każda zabawa przenosi je w świat nierealny. Czy to też powinno nas niepokoić równie bardzo jak ów nieszczęsny Mikołaj? A może skoro nie pozwalamy dzieciom wierzyć w gościa z brodą i prezentami, to zabronimy im również zabawy w dom lub posiadać wymyślonego przyjaciela? Od razu zaoszczędzimy na czasie. Nie będziemy też musieli przeprowadzać żadnej rozmowy z kręgu "Kochanie, ale to nie jest tak, jak Ci się wydaje... To naprawdę nie istnieje...".

Ja widzę tę sprawę nieco inaczej.

Głupotą jest wmawianie dziecku, że Mikołaj odwiedza tylko te grzeczne dzieci. Słowa "Bądź grzeczny, bo do Ciebie nie przyjdzie" doprowadzają mnie do szału. Nie uznaję straszenia Mikołajem. Ta postać ma być uosobieniem dobroci, a nie straszakiem; nie narzędziem w rękach nieudolnych rodziców.

Głupotą jest zapewnianie, że każdy Mikołaj, którego dziecko widzi w sklepie, przedszkolu czy telewizji jest tym prawdziwym. Sami siebie ośmieszamy, bo dzieci aż tak naiwne nie są. One wiedzą, że te brody doklejane są, a takie buty, to ma tata Kasi - nie Mikołaj.  

Głupotą jest próba utrzymania w tajemnicy faktu o nieistnieniu Mikołaja, kiedy dziecko podejrzewa, że to wymysł dorosłych. Nic na siłę. Kiedy przychodzi moment zwątpienia, czas na rozmowę. Jeśli będziemy upierać się przy swoim, zrobimy z siebie błaznów. Dziecko na pewno doceni tę szczerość i nie będzie miało żalu, że pozbawiliśmy je resztki złudzeń.

Głupotą jest kupowanie dziecku (w imieniu Mikołaja) przeogromnych prezentów. Przecież nie o to chodzi, kto jaki prezent dostanie, ale o to, że w ogóle sprawia się radość. Chodzi o atmosferę! O MAGIĘ świąt. To o niej trąbią wszyscy - nawet niedowiarkowie. Bez niej świąt nie ma. Dla dzieci magią są właśnie prezenty. Nie potrafią przeżywać tych dni, czerpiąc radość jedynie z bliskości i życzliwości innych. Naszym zadaniem jest im to pokazać, nauczyć tego, ale są jeszcze za małe, żeby zachowywały się jak my. Dopowiadają więc sobie historię o Mikołaju, który przez komin wślizguje się cichaczem, wypija pozostawione przez mamę mleko i zjada wspólnie upieczone wcześniej ciasteczka, by na koniec wizyty zostawić kilka upominków dla całej rodziny. Dla nich właśnie to jest MAGIA świąt. 

I ja miałabym im tę magię odebrać?

Mam wrażenie, że wielu rodziców odbiera dzieciom radość świąt, bo nastała moda na kategoryczność. Podstawowym argumentem dorosłych stało się zdanie o konstrukcji "Skoro ja/my nie..., to ono też nie...". Młodzi wyzwoleni rodzice ograbiają swoje dzieci z dzieciństwa, bo za cel nadrzędny przyjęli wychowywać je w prawdzie. "Skoro nie ma św. Mikołaja, to ja nie pozwolę Ci nawet przez chwilę myśleć inaczej./ Skoro ja w niego nie wierzę, to Ty też nie będziesz." Może jestem naiwna, ale czy wiara w św. Mikołaja naprawdę wpłynie tak negatywnie na ich psychikę? Jak wielką krzywdę może im wyrządzić? 
  
Nie można po prostu poddać się tradycji? Nie bezmyślnie, świadomie. Z całą wiedzą na temat tego, jak jest naprawdę, ale i z tą magiczną otoczką? 

Nasze dzieci - dopóki same nie zdecydują inaczej - będą wierzyły w świętego.  

A Ty, niedowiarku, pamiętaj:


*Tak, na pierwszym zdjęciu jestem ja. W przedszkolu. Miałam jakieś 4 lata. Już wtedy wiedziałam, że gość, który wręcza mi prezent, to nie żaden święty, ale ojciec kolegi (nota bene mój przyszły dyrektor :p). I co z tego - w tamtym konkretnym momencie byłam szczęśliwa. Inne dzieci również.

5 komentarzy:

  1. Heh mam bardzo podobne zdjecie heh i tez ubrana na bialo/czerowno- kiedys ci podesle ;-)

    Ja ostatnio pytalam sie mojego (prawie) 12l czy wiezy w Swietego Mikolaja powiedzial ze WIEZY ;-) bo ktos przynosi mu prezenty :) Wiec niech tak zostanie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam za blad ale RRR ciezko mi "wchodzi" :/ i piszac nie zwrocilam na to uwagi...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak miło mieć takie zdjęcie z dzieciństwa , w tym roku też poszukam Mikołaja do wspólnej fotografii :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się ciesze, że wyprowadziliśmy się od tesciów...dzięki temu moje dzieci będą miały całą magiczną otoczkę z upominakami, listami od Skrzatów....i innymi...moja teściowa zazwyczaj ucinala wszystko krótkim "Po co to wszystko? Mikołaja nie ma":(

    OdpowiedzUsuń
  5. No ja trochę tym Mikołajem straszyłam. I Janek dostanie jutro od niego kiełbasę, zamiast słodyczy. Kiełbasę uwielbia, więc będzie zachwycony, a ja spokojna, że nie dokładam mu kolejnych słodkości:) Marysia natomiast przepytała mnie wzdłuż i wszerz, jak ten Mikołaj przez okno zamknięte do nas się dostanie i gdzie w sumie zostawi podarunki - bo cały parapet zastawiony smakołykami przygotowanymi dla niego i reniferów...

    OdpowiedzUsuń