Ukochany miś

Chyba każdy takiego miał. 
Swojego najukochańszego, najmilszego, najpiękniejszego pluszowego misiaka. 
W dzieciństwie miałam, a jakże!, ale jakościowo (no bo sentymentalnie to już tak) nie umywał się to tych, które można dostać obecnie w sklepach. Mało pluszowy, mało puszysty, mało mięciutki... Kiedy się do niego przytulałam, w zasadzie nie zmieniał swojego kształtu, a to za sprawą styropianowego wnętrza, którego nie żałowano, więc ciasno wypełniało środek pluszaka. W zasadzie mogłam przenosić go tylko z miejsca na miejsce i ustawiać wśród lal. Kiedy nieco podrosłam, wciąż spoglądał na mnie z meblościanki. Z czasem zaczął się zmieniać - nie siedział już taki wyprostowany, kolor futra znacznie wypłowiał, a blask oczu przygasł... Materiał zaczął się przecierać, styropianowych kuleczek ubywało. Nadszedł czas, aby po 20 latach pożegnać się z ukochanym misiem z dzieciństwa. Z wielkim żalem i ogromnym wzruszeniem w sercu miś został spalony... Później dostałam nowego - od mojego obecnego męża. Stoi obecnie w sypialni. A obok niego inny. Nie mój. Nie Męża. Miś Szymka! Biały, mięciutki, uśmiechnięty. Taki, że od samego patrzenia chce się go przytulić. No i przytulanie właśnie się zaczęło! Dopiero teraz. Wcześniej Szymek w ogóle się nim nie interesował. Od niedawna żyć mi rano nie daje, jeśli miś nie wyląduje w jego objęciach. Stoi i pokazuje palcem, mówiąc "yyyy!". Muszę wstać i podać. A wtedy zaczyna się duszenie, ciągnięcie za ucho, podrzucanie... Istne wariacje misiowe :) Cieszy mnie to ogromnie, bo jestem zdania, że każde dziecko etap ulubionej przytulanki musi przejść. No po prostu musi! 
Wygląda na to, że Szymek właśnie zaprzyjaźnił się ze swoim misiem. Oby to była przyjaźń na długie lata! Pełna przygód, wspólnych wypraw i pięknych snów.
















 

12 komentarzy:

  1. Ale mi się buzia śmiała jak czytałam tego posta! Wyobrażałam sobie Szymka jak pokazuje palcem na Misia i żąda wręcz, byś mu Go podała. I potem jak paluszkiem wskazuje oczka, usta, nosek... Fajny to musi być widok :)

    OdpowiedzUsuń
  2. śliczne fotki, u nas kocyki i podusie królują

    OdpowiedzUsuń
  3. Misio musi być! Ja też miałam takiego misia jakiego opisujesz w dzieciństwie- potrafił siadać i miał takie drewniane kółka w nogach w miejscu zgięciu, wiesz o co chodzi..;) ciężki był i twardy, nijak się przytulić do niego. W zasadzie tylko siedział sztywno obok lalek. A misiu Twojego synka śliczny! W sam raz na przytulaska;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hania długo opierała się urokom misia,a teraz misie sa uwielbiane, wożone w wózku i przytulane:) Pamietam misie z mojego dziecińtwa:)
    Jakoś zawsze rozczulał mnie widok dziecka z misiem:D

    OdpowiedzUsuń
  5. A mój Fabi nie lubi misiów... Za to wielbi swojego teletubisia, który śpiewa i gra :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. cudowny :-))

    Ja miałam królika ;-))
    Gabi najbardziej ukochała kota a Norb słonia ;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mój Misia nie ma ale moze to kwestia czasu :)
    Zapraszam również do Nas :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przytulanka to podstawa :) sama miałam misia - przytulanke, którego dostałam od taty i ktory wszędzie ze mną jeździł. Przez długie lata towarzyszył mi w spaniu, a pózniej stał na półce w pokoju.

    OdpowiedzUsuń
  9. taki przyjaciel to fajna sprawa!:) ja chyba nie miałam tej najukochańszej zabawki, kilka ulubionych owszem, ale takiej jedynej nie pamiętam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Oby tak było, bo moja Aneczka nie upodobała sobie na razie żadnej przytulanki...

    OdpowiedzUsuń
  11. Misie są ekstra, ja swojego ostatniego kupiłam sobie na 20. urodziny ;)

    OdpowiedzUsuń