Czytam, więc jestem

Kocham czytać książki. Z racji zawodu, hobby, przyzwyczajenia, sentymentu... 

Kiedy byłam mała, bawiłam się sama ze sobą w bibliotekę. Najpierw robiłam dla każdej książki na mojej półce kartę, a później - będąc panią bibliotekarką  i osobą wypożyczającą w jednej osobie - wypożyczałam je sobie :) 
Wszyscy w rodzinie wiedzieli, że kupując mi na prezent książkę, sprawią mi radość. I ta miłość do słowa drukowanego została do dziś.








W obecnych czasach trudno stwierdzić czy czytanie książek to obciach, czy może jednak jest w modzie. Z jednej strony przerażają statystyki, że Polak czyta mniej niż jedną książkę rocznie (przy czym książka to pojęcie ogólne, oznaczające również albumy, poradniki itp.). Z drugiej - wśród rodziców małych dzieci panuje sz na czytanie pociechom od początku ich życia - tego łonowego! 
Jak zwykle najlepsze rozwiązanie leży pośrodku. Nie można przesadzać ani w jedną, ani w drugą stronę. Trzeba czytać - ta sprawa nie ulega wątpliwości! Trzeba czytać sporo. Nie raz w miesiącu czy tygodniu. Żeby wykształcić nawyk czytania, należy być systematycznym i czytać dziecku codziennie, najlepiej o stałej porze. Nie zmuszać, ale zachęcać, rozbudzać ciekawość. 
O pozytywnych efektach czytania - tych krótko- i długofalowych nie wspominam. Chyba by miejsca nie starczyło :) a i przekonywać nikogo nie mam zamiaru (bo i po co? - jak ktoś uważa książkę za zło konieczne, to nic go nie przekona).


   
Swoją drogą rodzice małych dzieci mają dzisiaj ułatwioną sprawę. Półki w księgarniach uginają się od kolorowych, pięknie wydanych książek. Można zwariować od nadmiaru. W naszych czasach wydania były najczęściej broszurowe, kolory spłowiałe, a i tak człowiek cieszył się jak głupek, mając w ręce kolejną część "Poczytaj mi, mamo" (chyba właśnie ze względu na tę dawną popularność niedawno pojawiło się nowe - zbiorcze, w sztywnej oprawie, z podrasowanymi, ale wciąż tymi samymi, ilustracjami - wydanie).



Pamiętam taki obrazek - siedzę w pociągu, naprzeciwko mnie ojciec z synem (ok. 4 lata), tata czyta mu "Harrego Pottera", chłopiec siedzi z rozdziawioną buzią i wypiekami na twarzy, w pewnym momencie, w środku jednej z niezwykłych przygód bohatera książki, tata przerywa, synek mówi: "I co? I co tato?! Co się stało?", tata czyta dalej, a mały co chwilę wzdycha "Och! Ło! Jeju!". Na samo wspomnienie tej sytuacji buzia mi się uśmiecha. Też tak chcę! Chcę, żeby nasz Synek chciał, domagał się, wołał: "Mamo/Tato, poczytaj mi, proszę!". Żeby miał wypieki na twarzy z emocji. Żeby dał się wciągnąć w czytaną historię. Chciałabym zaszczepić w Szymku miłość do książek, do czytania. Ale żeby chcieć, najpierw trzeba dać przykład, nauczyć. Dlatego od momentu, kiedy Szymek skończył dwa miesiące, czytamy Mu.



Mamy do dyspozycji kilka rodzajów książek:
  • tylko  do czytania (z miękkimi kartkami, łatwo byłoby je zniszczyć) - moje ulubione,
  • do czytania, oglądania, dotykania (z twardymi kartonowymi stronami),
  • do czytania, oglądania, dotykania i... smakowania :) (małe książeczki z kartonowymi stronami, najczęściej zwijane w harmonijkę) - ulubione Szymka ;),
  • do opowiadania, oglądania, dotykania, smakowania i... moczenia w wodzie (wykonane z plastiku).



Najczęściej (wstyd się przyznać) czyta Szymkowi Tata (obiecuję poprawę!). Chyba z racji tego, że robi to przed kąpielą, a jak wiadomo - w naszym domu to męskie zajęcie. Ja przeglądam z Szymkiem książki w ciągu dnia, podczas zabawy. Wtedy rzadko czytam - raczej opowiadam, co dzieje się na ilustracjach.


Najczęściej Szymek jest zainteresowany ilustracjami i śmiechem reaguje na zmianę naszych głosów. Zazwyczaj bawi się przy tym swoimi stópkami. Zdarza się jednak i tak, że nie ma w ogóle ochoty na słuchanie - marudzi i niecierpliwi się. Rozumiemy to. Przecież my też nie zawsze mamy ochotę na coś, co ktoś inny nam narzuca, prawda?
Nie mamy jeszcze ulubionej książeczki czy bajki Szymka - przy której byłby bardziej ożywiony, weselszy. Póki co sprawa jest trudna do oceny. Ale jeszcze kilka miesięcy i na pewno ustalimy jakiś "Top 10" ;)  

10 komentarzy:

  1. Ja wychodzę z założenia, że niektórzy nie lubia czytać, bo nie trafili na interesującą ich literaturę. Mam na swoim koncie kilka osób, które były zdeklarowanymi nieczytaczami, aż do momentu kiedy trafili na książkę dla ninch interesującą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uważam, że jeśli ktoś lubi czytać, to szuka takich pozycji, które mu odpowiadają. Wiadomo - każdy ma inny gust, inne zainteresowania. Ale przekonać kogoś, kto przez lata nie czytał, jest niemal niemożliwe. Jeśli się nie lubi - to się nie przekona. Osoby, które ty znasz, pewnie lubiły czytać, ale długo nie mogły znaleźć czegoś dla siebie. Kiedy już to się stało, pasja czytania się odrodziła.

      Usuń
  2. Też czytam- codziennie. Jestem okropnym molem książkowym- regały w domu uginają się od książek (bo mam jeszcze tą manię, że każdy egzemplarz ulubionej książki muszę mieć na własność). Teraz co prawda mam dużo mniej czasu na swoje przyjemności, więc czytam dla małego :)
    A jak nie czytam to opowiadam mu różne historie i pokazuje obrazki np w takich materiałowych książeczkach. Nawet moja mama ostatnio była bardzo zdziwiona jak Mateuszek z zainteresowaniem się przysłuchiwał :)
    Nawiązując do historii z pociągu. Gdy po Bożym Narodzeniu byliśmy z Matim w szpitalu, na sali z nami leżał Szymek (! hihi) z mamą. Mama mu codziennie czytała Franklina. Książeczek z Franklinem był cały stosik, myślę, że około 20szt. Mały znał je na pamięć, a miał niewiele ponad 2 latka. Mama czytała z książeczki, a on wtrącał słowa z pamięci. Naprawdę wyglądało to uroczo :)
    Dla mnie czytanie nie jest obciachem- nie przemawiają do mnie natomiast audiobooki ani e-booki na kindle czy jakoś tak. No, po prostu nie- ja muszę mieć egzemplarz tradycyjny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po prostu rozumiemy się bez słów :) Też jestem maniaczką kupowania książek - w gabinecie półki uginają się pod ich ciężarem :)

      Usuń
  3. Książki to lekarstwo na nudę, 'pobudzacz' do uśmiechu i wyobraźni. Też je lubimy!

    OdpowiedzUsuń
  4. statystyka jest dla mnie przerażająca...My dużo czytamy, nie mamy telewizora i mam nadzieję, ze Ania nasiąknie miłością do książek. Wczoraj zabrałam ją do biblioteki na spotkanie autorskie z Katarzyną Enerlich, której twórczość nawet lubię :-) Ania była grzeczna i przesłodka, raczkowała sobie po wykładzinie, a ja przy okazji odkryłam dział z kartonowymi książeczkami dla bobasów :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super sprawa z takimi spotkaniami autorskimi - u nas niestety nie ma na to szans, chyba że wyjedziemy do Leszna :)

      Usuń
  5. Mnie czytanie niestety już tak nie wciąga jak kiedyś :( Chyba ciężko mi znaleźć coś dla siebie. Natomiast całkowicie pochłonęło mnie szycie. Teraz jak szukam książek, to takich "branżowych" ;) Mąż za to na odwrót, kiedyś nie lubił czytać, teraz pochłania książk jedna za drugą, jak tylko ma wolną chwilę. Piotrusiowi oczywiście czytam i tak jak piszesz, opowiadam co jest na ilustracjach, póki co jest na tyle mały, że się niecierpliwi strasznie. Myślę, że ważne jest też, aby nasze maluchy widziały, że rodzice mają pasje, zainteresowania, coś co je zwyczajnie zaciekawi, a później stanie się może ich pasją :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzę o tym, żeby Synek miał piękną pasję w życiu...

      Usuń