Pan Szym



Pan Szym. Nasz pierworodny. Trzylatek. Przedszkolak.
Rzadko tu bywa, więc czas poświęcić mu chwilkę. Dłuższą chwilkę.

Przedszkole.
W tej kwestii niewiele się zmieniło. Lubi. Bardzo! Nigdy nie płakał, bo trzeba było tam pójść. Na hasło "przedszkole" ożywia się i cieszy. Podobno kłopotów nie ma z nim żadnych. Panie go lubią, szczególnie jedna sobie go upodobała.
Bawi się z dziećmi z większą ochotą (na początku wolał sam), zaczyna o nich mówić po imieniu (do tej pory było "chłopczyk", "inny chłopiec", "dziewczynka). Rysuje, nakleja, tańczy, śpiewa... Bardzo łatwo zapamiętuje słowa piosenek, ale wyciągnąć coś z niego - koszmar! Kiedy wraca z przedszkola, nie ma ochoty poopowiadać, jak było, co robili. Trzeba go ciągnąć za język, zadając mnóstwo pytań, a i tak najczęściej otrzymuje się lakoniczne "tak" lub "nie". Czasami powie, że byli w lesie albo odwiedził ich policjant, ale z reguły milczy. O tym, co było na obiad dowiaduję się albo z menu, albo z analizy plam na koszulkach. Nie jestem w stanie nakłonić go do opowieści, co było na angielskim czy rytmice. Czasami puści parę z ust podczas zabawy, bo ni stąd ni zowąd wyrecytuje "Wpadła gruszka do fartuszka..." albo zaśpiewa "Jestem sobie przedszkolaczek", ale to tyle. Nigdy nie był wylewny i na razie nie zapowiada się, że będzie.
Do szału doprowadza mnie jego podejście do ubierania i rozbierania się. Zawsze ma na to czas. Nieważne, że trzeba się spieszyć, nieważne, że muszę wracać rano do bliźniaków - jemu się nie spieszy. Z rana bywa tak zakręcony, że przez dłuższą chwilę potrafi zakładać jeden but na drugi i nie rozumie, kiedy usiłuję mu wytłumaczyć, że robi coś nie tak.
Ma za sobą pierwsze ważne występy w przedszkolu z okazji pasowania. Nie recytował wierszyków, ale pięknie tańczył do każdej piosenki i pokazywał razem z pozostałymi dziećmi. Odważnie podszedł do pani dyrektor odebrać dyplom. Był skupiony i pogodny. Dumni byliśmy z niego bardzo! Niestety, po dwóch miesiącach chodzenia do przedszkola, musiał pożegnać już swoją "najpierwszą" panią, do której niewątpliwe zdążył się przyzwyczaić. Szkoda...
 










 
Moje wnioski na temat przedszkola są jak na razie sprzeczne. Z jednej strony cieszę się, że Szymek ma miejsce, do którego lubi chodzić, że się tam rozwija, że nawiązuje kontakt z rówieśnikami. Z drugiej - wiele spraw dotyczących akurat tej konkretnej placówki wyprowadza mnie z równowagi. Nie ma sensu o ich rozprawiać, ale jedno jest pewne - nie funkcjonuje ona, jak powinna. I jeszcze te choróbska. Szymek ma już za sobą kilka katarów, zapalenie uszu, które zakończyło się antybiotykiem, kaszel i gorączkę. Liczyłam się z tym, ale do szewskiej pasji doprowadza mnie to, że rodzice posyłają do przedszkola chore, zasmarkane po pas, kaszlące, gorączkujące dzieci. Krzywdzą tym samym i swoje, i pozostałe pociechy. Podsumowując, gdybym miała możliwość wyboru, gdyby w naszej miejscowości było kilka placówek, z pewnością wybrałabym inną.
 
Dom.
Tu bywa różnie. Wielokrotnie mam wrażenie, że w przedszkolu Szymek traci całą swą moc i dobry humor, więc kiedy wpada do domu, zaczyna się odreagowywanie. Są krzyki, kłótnie z rodzeństwem i ciągłe "Nie! To moje!". Uparty bywa za stu. Jak się zatnie, to nie ma bata - nic go nie przekona. Potrafi przez naprawdę długą chwilę ignorować nas, nie patrząc i nie rozmawiając z nami. Focha ma opanowanego do perfekcji - o, takiego:
 


Ale kiedy humor dopisuje, jest fajowo. Potrafi już zabawić przez chwilę rodzeństwo. Czasami próbuje ich czegoś nauczyć. Opowiada im, co widać na ilustracji w książce, zabrania wchodzić na kanapę i tłumaczy, dlaczego nie mogą się czymś bawić.
Uwielbia książki. Czytamy je i oglądamy razem codziennie. Do snu najczęściej czyta mu tata, ale zdarza się też, że chce tylko mnie :) Nawet kiedy kończy się wspólne czytanie, on nie wypuszcza książki z rąk i przegląda ją znowu i znowu, i jeszcze raz od początku. Zasypia z bajką na buzi.
Wciąż często, niemal każdej nocy, budzi się z krzykiem. Nie reaguje wówczas na nic, jest jak w transie. Zapewne w ten sposób uchodzą z niego emocje z całego dnia, co jest zupełnie zrozumiałe, ale szczerze - czasami mamy tego dość.  
 
Zajęcia dodatkowe.
Po pierwsze - "Poranki familijne" w kinie. Co dwa tygodnie jeździmy na krótki seans, który składa się z trzech polskich bajek. Codziennie w ramach dobranocki Szymek ogląda "Reksia" i "Bolka i Lolka", więc spotkanie z tymi bohaterami na dużym ekranie jest dla niego wielką frajdą. Po pokazie maluszki mają okazję uczestniczyć w zabawach w języku angielskim prowadzonych przez jedną z leszczyńskich szkół językowych. Dzieci uczą się kolorów, nazw zwierząt, liczenia. Fajna sprawa. Zachęceni tymi  spotkaniami postanowiliśmy pogłębić przygodę Szymka z angielskim. Wiadomo - im więcej kontaktu z językiem, tym lepiej. 
Zapisaliśmy go do szkoły językowej na zajęcia dla najmłodszych, do pięcioosobowej grupy 3-5 lat. Szymek miał okazję wziąć udział w trzech spotkaniach. Potem zrezygnowaliśmy. Dlaczego? Wcale nie dlatego, że młody nie chciał i nie dlatego, że było za drogo (cena naprawdę ok). Prowadząca zajęcia też na pozór w porządku. Niestety, w tej malutkiej grupie trafił się taki mały jegomość, który "rozwala" całe zajęcia. Przekrzykuje wszystkich, wymądrza się i nie wykonuje poleceń. Za drzwiami słychać tylko jego okrzyki. Prowadząca zajęcia albo nie chce, albo nie umie sobie z nim poradzić, a namówić go do rezygnacji z lekcji nie sposób. Wszak mama uparcie przyprowadza go na czas, nafaszerowawszy uprzednio kostkami cukru, które - jak sama podkreśla - uwielbia (?!), i pędzikiem znika za drzwiami szkoły, bo zakupy czekają . Szymek tam ginie. Nie ma możliwości wypowiedzieć się, bo zwyczajnie zostaje zakrzyczany. Dodatkowo wracał z zajęć bardzo pobudzony. Zdecydowanie nam się to nie podobało. Postanowiliśmy, że sami spróbujemy nauczyć go podstaw i tak też czynimy. Podczas zabawy, tu i ówdzie, wplatamy ulubiony yellow, orange i pink, liczymy one, two, three, mówimy yes i no! Na krzyżówce ze światłami czekamy na green, a kiedy się pojawia, wołamy razem "Let's go!". Niby nic, może zbyt mało, ale wierzę, że coś to da.
Kontynuujemy też naukę czytania globalnego. Szykuję na ten temat oddzielny wpis, ale już dziś mogę wspomnieć, że to świetna sprawa. Szymek opanował już kilkanaście wyrazów i ciągle poznaje nowe. Gdyby tylko czasu i konsekwencji było więcej...
I jeszcze jedno - zaprzyjaźniamy Szymka z lokalną biblioteką. Wypożyczamy tam książki, które sam sobie wybiera. Przegląda je w domu od deski do deski, każe sobie czytać, a później odnosi i wymienia na nowe. Jestem zachwycona!   
Czy to dużo? Na pierwszy rzut oka tak. Już kilka razy usłyszałam "Już Cię męczą nauką? Przecież do szkoły jeszcze nie chodzisz!", ale o ile na początku drażniły mnie te słowa bardzo, o tyle teraz reaguję na nie uśmiechem. Nigdy nie jest za wcześnie. Do niczego Szymka nie zmuszamy i zawsze uczymy w formie zabawy. Jeśli jest chętny poznawać nowe słowa, to dlaczego tego nie wykorzystać? A kąśliwe komentarze wynikają wyłącznie z zazdrości lub zacofania, więc kto by się nimi przejmował.    
 
 




 
 
Nasz mały Szymek rośnie, zmienia się. To niesamowite, ile nowych umiejętności nabył w ostatnim czasie. Rzecz jasna nie jest tak, że wszystko wychodzi mu perfekcyjnie. W kilku sprawach "odstaje" od rówieśników, ale sama nie wiem czy mam się z tego powodu smucić, czy radować. Czasami sobie myślę, o ile  łatwiej byłoby, gdyby umiał to i tamto, ale przecież jest taki, jaki jest. Z pewnością nie należy do przeciętnych. I nigdy bym nie chciała, żeby taki się stał. Niech sobie będzie taki wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Niech już zostanie naszym panem Szymem na zawsze.

14 komentarzy:

  1. Cudownie, Aniu:) Czekałam już na wieści od Was, a zwłaszcza o Szymku:) Cieszę się, że tak dobrze odnalazł się w przedszkolu. Widzę, że mamy podobne odczucia dotyczące samej "placówki":) Cóż zrobić... Szkoda, że właściwie nie odprowadzam Jaśka naszego - spotykałybyśmy się codziennie!:)
    My również polubiliśmy bibliotekę, nasze dzieci potrafią wracać do raz wypożyczonych książeczek, traktują je niemal, jak swoje. Ulubione:) Oj, rosną te Szkraby, rosną. Za szybko... Buziaki dla Was, Aniu:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech, Aniu, dużo by gadać o mankamentach... Wydaje mi się, że Wasza grupa działa jakoś lepiej. Może jesteście już bardziej zgrani, znacie się, potraficie coś zorganizować. U nas (jeszcze) tego nie ma. Bardzo bym chciała, żeby nie tylko dzieciaki się integrowały, ale i my, rodzice. Może kiedyś będzie lepiej...
      Koniecznie musimy się spotkać! :*

      Usuń
  2. Mój synek (4latka) również zaczął przygodę z przedszkolem. Jak czytam, ze ciężko Ci wyciągnąć cokolwiek od Szymka co robił w przedszkolu to widzę Gabrysia. Normalnie nie dowiem sie nic. Milczy calkowicie. Na pytanie fajnie bylo? Odpowiada tak, ale jak juz zapytam Gabrysiu a co robiliście dzisiaj? A on -dużo. :) Mamy za sobą wycieczkę do parku rozgrywki. I z calej wycieczki dowiedziałam sie tylko - mamo, a Kuba powiedzial, ze Spider-men jest głupi, a to nie prawda, bo on wszystkich ratuje. Noi taki jest mój Gabryś. Ps. Zdjęcia cudowne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z mojego, małego jeszcze, doświadczenia wynika, że spora część chłopców tak ma i już. Z zazdrością słucham mam, które opowiadają, jak ich córom buzie się nie zamykają po powrocie z przedszkola, jak tańczą, śpiewają... Trzeba się z tym pogodzić i brać to, co dają :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Aniu, Wasze Maluszki są cudowne! Kolejny raz to podkreślam.
    Nasz syn (2,5 roku) też jest już przedszkolakiem. Uwielbia to miejsce, chodzi tam z wielką radością, a dzisiaj nawet mnie poprosił, żebym przyszła po niego później, bo chce być dłużej z dziećmi ;-(.
    Co do nauki - robicie wspaniałą rzecz! Popieram całym sercem. My sami słyszeliśmy, że przesadzamy, że to jeszcze dziecko. Ale tak było w każdej materii, nawet gdy mając 1,5 roku ściągnął sobie pampersa i stwierdził, że już go nie chce. Gromy na nas spadały!
    Janek chodzi do językowego przedszkola. Angielski jest tam każdego dnia i efekty są widoczne. Mały śpiewa po angielsku, układa pierwsze zdania, i co mnie nawet irytuje - w kwestii kolorów i liczb angielski wyprzedza u syn polski. Uważam, że to zaprocentuje. I już.
    Czytania globalnego nie próbowałam z nim ćwiczyć, tym bardziej z niecierpliwością czekam na Twój wpis.
    Ja syna do biblioteki zapisałam, gdy miał 3 miesiące, bo sama jestem w niej niezwykle często. Dzisiaj chodzimy tam razem, wypożyczamy książki i koniecznie czytamy je po 100 razy ;-)

    Ślę moc pozdrowień!
    Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniale czytać takie historie! Z pewnością odwalacie kawał dobrej roboty i jesteście mądrymi rodzicami. A przedszkole językowe - moje marzenie!
      Podejrzewam, że gdybyśmy mieli tylko Szymka, byłby nam łatwiej skupić się tylko na nim i moglibyśmy poświęcić mu jeszcze więcej czasu, ale jesteśmy w takiej sytuacji, że musimy dzielić go przez trzy. Taki urok tej naszej mnogości ;)
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  4. Bardzo lubię tu zaglądać:) Bardzo lubię też Pani styl pisania, ciepło z jakim opisywana jest Wasza codzienność. Dzieci, choć tylko znane z opisów i zdjęć - cudowne. Zmienne ich nastroje, to też przecież normalność. Sama jestem mamą 2 letniego synka, którego różne humory się trzymają. Z dziecka wesołego, spokojnego i zawsze uśmiechniętego, przemienił się ostatnimi czasy w rozkrzyczanego i szalonego malucha. Mimo krzyków, wymuszania i negacji, chodzę z nim na różne zajęcia. Liczę na to, że rodzice, którzy są na tych zajęciach ze swoimi dzieciaczkami rozumieją, że każdy może mieć kiepski dzień, któremuś maluchowi coś może się nie podobać. Sama to rozumiem i tak też reaguję, akceptacją. Może więc rozkrzyczany chłopiec z języka angielskiego ma po prostu taki temperament? Czy to, że na zajęciach jest "głośny" oznacza, że nie ma brać w nich udziału? Może to dobór grupy jest nieodpowiedni wiekowo? A Pani od języka angielskiego przecież nie będzie zwracać uwagi, krzyczeć, karać, bo są to zajęcia dodatkowe i przecież nie chce stracić klienta. Mama pewnie wie, jak zachowuje się jej dziecko, ale przecież nie o to chodzi żeby zamknąć je w klatce. To chyba dobrze o niej świadczy, że wysyła swoje dziecko na dodatkowe zajęcia, że chce żeby się rozwijało, socjalizowało. A to, że wyjdzie sobie wtedy na zakupy... To przecież nic takiego. Proszę mnie źle nie zrozumieć. Naprawdę podoba mi się to, co Pani robi, pisze, sama inspirowałam się Pani pomysłami przy urządzaniu pokoiku dziecięcego. W tym poście uderzył mnie jednak brak zrozumienia... A nasze dzieci przecież różnych ludzi na swojej drodze spotkają i od najmłodszych lat trzeba uczyć ich dobrej współpracy.
    Pozdrawiam i życzę wszystkiego, co najlepsze.
    Dagmara

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dagmaro,
      dziękuję za Twoją obszerną wypowiedź.
      Rozumiem Twój tok myślenia i postawę obronną. Sama jestem wielką przeciwniczką oceniania po pozorach i jestem w stanie wiele zrozumieć, wiele znieść, nawet z uśmiechem na twarzy. Uwierz mi jednak, że ów chłopiec i jego mama są bardzo problemowi (choć pewnie nie celowo).
      Temperament temperamentem, ale jeśli jedna osoba dominuje na każdych zajęciach, to coś jest nie tak. Każdy płaci tyle samo i oczekuje równego traktowania oraz minimalnych efektów.
      Już przed pierwszymi zajęciami usłyszeliśmy od właścicielki szkoły "No, tu jest taki chłopiec, który mocno dominuje, ale może nie będzie tak źle", czyli taka sytuacja trwa od początku i niewiele się robi, aby coś poprawić. O to mam chyba największy żal...
      Kiedy siedziałam pod drzwiami sali, czekając na mojego Szymka, słyszałam tylko wrzaski tego chłopca i to, jak biega po całej sali. Miałam nadzieję, że to jednorazowa sytuacja, że trafiliśmy na jego gorszy dzień. Dlatego poszliśmy jeszcze raz i jeszcze jeden. Za każdym razem to samo. Kiedy pierwszego razu mama wróciła z zakupów, zwróciła się do swojego męża/partnera "Ciekawe czy znowu uciekał z sali i biegał po szkole". Odparłam, że tak, bo rzeczywiście w pewnym momencie drzwi się otworzyły i ktoś próbował wybiec. Prowadząca zajęcia w porę go zatrzymała i czymś zajęła. Mama na to z uśmiechem "No, czyli norma".
      Niech się chłopak socjalizuje, ale nie na swoich warunkach. Masz rację, że prowadząca pewnie boi się stracić klienta, ale nie reagując w takich sytuacjach, traci innych. My zrezygnowaliśmy.
      Z drugiej strony - gdyby to Szymek starał się przejmować kontrolę nad resztą grupy, oczekiwałabym od tej pani większej konsekwencji i zwyczajnej sprawiedliwości w stosunku do pozostałych dzieci i ich rodziców. Mam wrażenie, że obecnie cała grupa musi się podporządkować temu chłopcu, a to nie w porządku. Każdy ma prawo do uczestnictwa w zajęciach, ale skoro zachodzi taka sytuacja, to może chłopiec powinien co jakiś czas uczestniczyć w lekcjach indywidualnych, aby mógł się wyciszyć. Towarzystwo wyraźnie go nakręcało, chciał się popisać.
      Szkoda mi Szymka. Gdyby była taka możliwość, zapisalibyśmy go do innej grupy, ale jest tylko jedna. Teraz rozważamy inną szkołę językową.
      Smutne jest też to, że problem nie został rozwiązany. Chłopiec nadal chodzi na angielski i "rozwala" zajęcia, odbierając możliwość nauki innym dzieciom.
      Mam nadzieję, że i Ty rozumiesz mój tok myślenia :)
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Aniu, Dagmaro,
      rozumiem Was obie, ale trzeba przyznać, że w życiu równie ważny jest rozwój jak i wytyczanie granic. Wszystko z umiarem i w granicach rozsądku. Oczywiście każdy rodzic niech wychowuje po swojemu, ale zasady współżycia społecznego powinny być wpajane dzieciom od początku. Jestem mamą 10 m-cznej córeczki i mimo, iż miała trudne pierwsze pół roku swojego życia spędzone w szpitalu, przeszła operację to nie ma taryfy ulgowej z tego powodu. Rozwija się normalnie, a nawet nieco wyprzedza rówieśników w niektórych nowo zdobytych umiejętnościach. Kiedy narozrabia wyraźnie zwracamy jej uwagę. Wiem, że jest jeszcze malutka, ale dzieci rozumieją więcej i szybciej niż nam się wydaje. Konsekwencja w naszym wychowywaniu procentuje, często wystarczy powiedzieć nie i od razu odchodzi od czegoś czego nie powinna dotykać, ruszać ze względu chociażby na jej bezpieczeństwo. A więc niech dzieci korzystają z tylu zajęć dodatkowych z ilu tylko są w stanie i na ile rodzice mogą sobie pozwolić, ale tak aby nie uniemożliwiały tego innym. Nasza Wiktoria chodzi na basen (nauka pływania dla niemowląt) i na zajęcia dla mam ze mną gdzie są inne dzieci. Uczę ją obcowania z innymi dziećmi, dzielenia się, zauważania obecności i potrzeb innych. Niedługo pójdzie do żłobka mam nadzieję, że sobie poradzi, że nie będzie ani dominująca, ale nie da się też zdominować :)

      Usuń
    3. Dokładnie o to mi chodziło :) Dziękuję za Twoją wypowiedź.

      Usuń
  5. Aniu, mozecie byc dumni ze swojego Pierworodnego!!! Wspaniały z Niego przedszkolak i jaki już duzy ten moj Ulubieniec. Czekałam na wpis na Jego temat i nowe zdjęcia. Wydaje się taki poważny przy Bliźniakach. Jak ten czas szybko leci:-) Zauważyłam, że im starszy, tym więcej podobny do Ciebie, szczególnie oczy i uśmiech. Pozdrawiam i życzę Wam wszystkim zdrowia - I.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesteśmy :)
      Miło czytać, że jest podobny do mnie, zwłaszcza że pozostała dwójka nie bardzo ;)

      Usuń
  6. Aniu,
    podziwiam Cię z całego serca, bloga czytam już od dawna, jesteś MEGAMatką ogarniając tę cudowną trójkę. Wyobrażam sobie, jak potrafi być trudno. Ja mam dwójkę, prawie 6 i prawie 3 lata. Trudno mi myśleć, kiedy obydwoje mówią do mnie na raz (oboje w typie HighNeedBabies), a co dopiero Twoja trójka!
    Chciałam Ci napisać, że mój starszak dopiero po niecałych trzech latach przedszkola zaczął opowiadać, co się tam dzieje w ciągu dnia... chodzi do katolickiego, za wychowawcę ma siostrę zakonną, ale taką supernormalną kobietę (wiem co piszę!:)), ambitną i wymagającą. Zastąpiła pierwszą wychowawczynię, przekochaną do rany przyłóż siostrę, po pierwszym roku przedszkola. W bardzo młodej grupie, zaczynali jako 2 i 2,5 latki. Przez ponad rok się przekonywaliśmy do nowej siostry wszyscy, dzieci i rodzice. Chwilami było naprawdę bardzo trudno... Po dwóch wspólnych latach mój syn zapragnął chodzić do przedszkola również w wakacje bo tak kocha siostrę!!! Dwa lata mu to zajęło - im, jemu i wychowawczyni, poznać się, zgrać. Teraz są świetną drużyną, siostra ma do niego rewelacyjne podejście, widzi, jakie ma potrzeby i wychodzi im naprzeciw - pracują w przedszkolu na PUSach, z tabliczkami LOGICO, mają dużo wycieczek itd. Syn po 7-8 godzinach przedszkola jest dosłownie padnięty. Jednak po godzinie-dwóch odpoczynku domaga się zadań, łamigłówek i kolejnych intelektualnych wyzwań :))))) [jego rodzona trzyletnia siostra jeszcze bardziej się domaga, po przebudzeniu i przed nocą, dziwne dzieci].
    Ale ja nie o tym :-D. Chciałam o tym, że Cie podziwiam, że podziwiam Twoje/Wasze przemyślane wybory, ogrom pracy jaki wkładacie w zapewnienie szczęśliwego dzieciństwa swoim dzieciom.
    GRATULUJĘ Wam tej Rodziny, tej trójki!!!!
    A Szymkowi daj czas, rozmawiajcie o emocjach, czytajcie - może samo mu sie wypsnie "o, to jak u mnie w przedszkolu". Widzę, że mojemu starszakowi takie rozmawianie bardzo pomaga, wydaje mi się, że jak na swój wiek jest bardzo świadom swoich emocji i uczuć/odczuć, potrafi przeanalizować jak się czuje i dlaczego. Z trzylatką te rozmowy są trudniejsze z powodu wolniejszego rozwoju mowy, ale też rozmawiamy, bo po zadaniach, jakie robi, widzę, że bardzo dużo ogarnia i rozumie, tylko nie umie tego wyrazić słowami...mam wrażenie, że rehabilitacja/praca logopedyczna z dzieckiem BARDZO poprawia/rozwija jego sposób rozumowania.
    A miało być krótko i na temat ;)
    Pozdrawiam Was BARDZO serdecznie, nie ustawajcie w wysiłkach i proszę o jak najwięcej wpisów i zdjęć! (wiem, że to trudne...)
    /Mała_Mi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za taki obszerny komentarz!
      Cieszę się, że Twój synek tak pokochał przedszkole i swoją wychowawczynię. Wierzę, że w naszym przypadku też może tak być. Nie dziś, nie za miesiąc, ale może za rok...
      Masz rację, że Szymek jest jeszcze mały i że potrzebuje na wszystko czasu. Chciałabym poświęcać mu jeszcze więcej uwagi, ale to po prostu niemożliwe. Staram się zaspokajać potrzeby całej trójki, żeby żadne z nich nie czuło się odrzucone. Wiem, że przyszedł czas na to, aby pozwolić innym wkroczyć w życie mojego malucha i pozwolić im działać. Marzę tylko o tym, aby były to dobre i kompetentne osoby. Niestety, przedszkole, do którego chodzi Szymek, nie jest ani idealne, ani nawet dobre. Brakuje mi w nim nowoczesnych metod nauczania oczywiście poprzez zabawę, ale przede wszystkim chęci pań przedszkolanek. Może jestem przewrażliwiona z racji zawodu, który wykonuję, ale ja wyobrażam sobie tę pracę inaczej. Dlatego poważnie zastanawiam się czy od przyszłego roku nie przeniosę czasami Szymka w inne miejsce. Czas pokaże, co będzie lepsze.
      Z częstszym pisaniem będzie trudno :) Sporo osób wysyła mi sygnał, że czekają, że wypatrują. Dziękuję i Tobie, że lubisz tu zaglądać. Pewnie mogłabym pisać częściej, ale nie chcę robić tego na siłę. Wpisy powstają wyłącznie z potrzeby serca.
      Ja również pozdrawiam, życząc sił i spokoju. Dwójka to też całkiem sporo do ogarnięcia ;)

      Usuń