Szpital po porodzie? Da się przeżyć, ale...


Poród i związany z nim pobyt w szpitalu już na horyzoncie. Coraz częściej myślę, jak tam będzie i co mnie czeka. Próbuję sobie przypomnieć poprzedni raz. Odtwarzam w myślach dzień po dniu i staram się wyciągnąć z tamtych doświadczeń wnioski. Im więcej człowiek przeżyje i im starszy się robi, tym jest dojrzalszy i łatwiej przychodzą mu pewne sprawy. Postanowiłam spisać sobie kilka rzeczy, o których tym razem postaram się pamiętać lub które chciałabym zmienić.

  1. Musisz pamiętać o tym, że w szpitalu słowo "intymność" niemal nie istnieje. Kto chce i kiedy chce zagląda ci pod koszulę, głośno opowiada o tym, jak wyglądał twój poród i w ogóle całe dotychczasowe życie intymne. Badanie ginekologiczne jeszcze przed porodem jest dla pierworódki bardzo często traumą. Nie dość, że przygląda się temu kilka osób, to lekarze zapominają wówczas, że mają do czynienia z kimś, kto cokolwiek czuje. Pamiętam jak dziś dziewczynę, która leżała ze mną w szpitalu i relacjonowała to, co powiedziała takiemu "czułemu" lekarzowi - "Pan doktor rurę przepycha czy kobietę bada?". Wówczas w życiu nie odważyłabym się na takie słowa, dzisiaj - kto wie... Strzeżcie się doktory! ;)
  2. O tym, jak wygląda dzień na oddziale położniczym, nikt łaskawie ci nie opowie, musisz poczynić własne obserwacje i szybko nauczyć się, co i jak. A personel wymaga od ciebie, że wszystko wiesz, zanim jeszcze przyjedziesz rodzić do szpitala. Nie miałam pojęcia, kiedy przychodzą lekarze i co należy robić podczas takiej wizyty. Nikt nie uświadomił mi, że zaraz po wizycie ginekologicznej następuje noworodkowa. I m.in. z tego powodu dostałam ochrzan już pierwszego dnia. Porażka. Dobrze że chociaż miałam pojęcie, co i gdzie się znajduje (dzięki szkole rodzenia).
  3. Jeżeli chcesz wiedzieć, co się z tobą dzieje i jaki jest stan dziecka, musisz pytać, dociekać, interesować się. Inaczej nic ci nie powiedzą. Na wizycie noworodkowej lekarze zachowują się często jak święte krowy - przychodzą (oczywiście ani be, ani me...), badają dziecko, coś zapisują, rozmawiają tylko z pielęgniarką i wychodzą. A matka ogłupiała zastanawia się, jak jest. Osobiście dopiero czwartego dnia poznałam wszystkie informacje (w końcu pojawił się normalny lekarz) i dowiedziałam się, dlaczego nie chcą nas wypuścić do domu. Wcześniej tylko od pielęgniarki udało mi się coś wyciągnąć.
  4. Żeby poczuć się lepiej, przyjemniej, bardziej domowo, trzeba zorganizować sobie namiastkę normalności.

    Po pierwsze wygląd. Koszula nocna - tylko KOBIECA! Poprzednim razem (aż wstyd się przyznać) korzystałam z takich... dziecięcych. Z misiem, pszczółką i innymi upokarzającymi stworami. Były tanie i szybko się rozpinały. Poza tym jest ich w sklepach najwięcej. Tym razem powiedziałam NIE! Chcę się czuć kobieco, więc zakupiłam sobie (przez Internet) koszulki bardzo kobiece, w cudnych kolorach i też rozpinane. Podobnie rzecz się ma z biustonoszami. Nabyłam eleganckie, pięknie odszyte (ale niedrogie) i oczywiście również przystosowane do karmienia. Może się starzeję, ale cieszę się z tych zakupów bardzo. Do szpitala zabiorę też swoje ulubione - absolutnie podstawowe - kosmetyki: krem do twarzy i ciała, fluid i tusz do rzęs. Może na początku nie ma się ochoty na zastosowanie któregokolwiek z nich, ale kiedy nabiera się nieco sił, człowiek chce lepiej wyglądać. Szpitalna pościel wysysa z człowieka energię życiową i kolory, serio! Ledwo się człowiek położy na łóżku, a już wygląda na chorego.

    Po drugie - coś, co sprawia wielką przyjemność. Mogą to być ulubione perfumy, ukochana muzyka czy książka... Kto co woli.

    Tym razem zabiorę ze sobą również jakiś słodziaśny ciuszek dla każdego z maleństw. Szpitalne ubranka są ok, ale kiedy ubierze się dziecko w te, które wybrało się specjalnie dla swojego maluszka, świat nabiera barw, a łzy same napływają do oczu ze wzruszenia. Trzeba oczywiście pamiętać o tym, aby ściągnąć je przed kąpielą, bo zupełnie przypadkowo i niezauważalnie mogą zasilić szpitalne zapasy :)
  5. Jeśli chcesz odpocząć po męczącym porodzie (a taki jest w zasadzie każdy, nieważnie czy naturalny, czy cc), pozwól sobie na to. Nie zapraszaj tłumów gości. Nie daj się namówić ciociom, kuzynkom, koleżankom, że koniecznie muszą zobaczyć tę słodką kruszynkę, która jeszcze kilka godzin wcześniej pływała w twoim brzuchu. Akurat u nas takiej sytuacji nie było. Dopiero 24h po porodzie odwiedzili nas rodzice. I tyle, nikt więcej. Polecam! To mają być chwile tylko dla was i waszych pociech. Ten wyjątkowy czas i tak szybko przeleci.        
Niektóre z wymienionych przeze mnie spraw mają gorzki wydźwięk. Niestety. Nie ma co się łudzić - rzeczywistość szpitalna często rozczarowuje, a nawet przeraża (zwłaszcza jeśli nie ma się żadnych doświadczeń z nim związanych). Zazdroszczę kobietom, które rodzą w prywatnych klinikach, bo warunki w nich (a przede wszystkim podejście do pacjentki) są zupełnie inne. Można się jednak na ten pobyt przygotować, a im więcej się wie, tym lęk bardziej oswojony.
Może być również tak, że tym razem czekają mnie w szpitalu zupełnie inne "atrakcje" niż poprzednio. Cesarka, bliźnięta... to z pewnością będą nowe doświadczenia. Oby jak najwięcej z nich było pozytywnych :)

16 komentarzy:

  1. Możemy sobie przybić piątkę, z powodu podobnych doświadczeń w szpitalu i postanowienia, aby za drugim razem zrobić i przeżyć inaczej. Uważam, że tego typu wpisy są bardzo pomocne dla "debiutantek", które o pewnych rzeczach nie mają skąd wiedzieć. Nawet najlepsza szkoła rodzenia nie podpowie, czego np. nie lubią salowe. Może uda mi się w końcu spisać własne postanowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, mi brakowało takich informacji, a trudno było je znaleźć w sieci. Opisz swoje wrażenia - na pewno ktoś z tego skorzysta.

      Co do salowych - akurat z tą, która do mnie zaglądała, miałam dobry kontakt. Zdobyłam jej serce tym, że podobno jako jedyna wietrzyłam sobie od samego rana pokój ;)

      Usuń
  2. Przykre jest to, że żeby być traktowanym po ludzku trzeba zapłacić. Przecież my też płacimy, w składkach - ale wiem jak to jest, większość personelu szpitalnego zachowuje się, jakby byli "nadludźmi".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo przykre. Nie powiem - udało mi się też spotkać prawdziwe anioły (pomocne, życzliwe), ale ich przeciwieństw jest chyba więcej. Zwłaszcza lekarze nie zdobyli mojej sympatii.

      Usuń
  3. Mnie się udało trafić na dobry personel, badanie gin jakoś przeżyłam (nigdy nie jest "przyjemnie", ale też nie boli), intymność nie istnieje, bo ważniejsze jest Twoje zdrowie (aczkolwiek można by spokojnie kilka spraw inaczej załatwiać), a na sali poporodowej tzw room-ing, gdzie miałam syna cały czas przy sobie (po cc), chyba że chciałam odpocząć, miałam bardzo fajną dzianinową, letnią sukienkę w kolorze czerwieni, z plecami odkrytymi a piersi zasłonięte jak w bikini, raz dwa i mogłam syna karmić i nawet nawet ładnie się czułam ;) a ubranka synal miał tylko swoje (z wyjątkiem rożka).
    Pozdrawiam! Trzymam kciuki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś to moim zdaniem wszystko da się przeżyć, ale czy o to chodzi? Lepiej, kiedy naprawdę jest miło. Do tego wystarczy dobra wola wszystkich stron :) Mimo to cieszę się, że masz pozytywne doświadczenia.
      Również pozdrawiam!

      Usuń
  4. Mnie w szpitalu nie odwiedzał nikt poza mężem. Zabroniłam :) Wytrzymali 10 dni, a potem walczyli między sobą dziadkowie, który nas z tego szpoitala odbierze :)
    A co do personelu to jak człowiek rozdarty, pyta, wymaga to i nastawienie inne mają. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko szkoda, że człowiek takiej mądrości i odwagi nabiera dopiero po jakimś czasie.

      Usuń
  5. ja bym dodała jeszcze punkt o tym, że szpital trzeba wybrac z głową. warto poczytać, wybrać się na dni otwarte itp. żeby potem nie było niemiłego zaskoczenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli ma się w czym wybierać, to owszem. Gorzej, kiedy w okolicy jest tylko jeden szpital :(

      Usuń
  6. ja rodziłam przez cc w szpitalu prywatnym, który ma podpisana umowę z nfz'em i dużą część porodów przyjmują właśnie na kasę chorych. Trzeba było tylko w odpowiednim momencie przyjść na wizytę kwalifikacyjną i umówić termin. Pacjenci prywatni - poród chyba ponad 3 tys. zł mają jednoosobową salę, ci darmowi dwuosobową. Chociaż było do kogo się odezwać ;) Prywatni mają wybraną położną tylko dla siebie, a darmowi taką jaka przypada akurat na dyżurze. Mi nie była potrzebna, bo i tak cc. Warunki w szpitalu naprawdę super, łazienka w każdej sali, czyściutko, dość kameralnie, mąż był przy mnie przy cesarce (nie wierzyłam w niego,ale dał radę;) ), był przy pierwszym badaniu Synka i później od razu dostał do na ręce jak mnie zszywali. Od razu po zszyciu na sali pooperacyjnej przystawienie do piersi Małego. Wszystko pokazywali, objaśniali ile się da. Męża uczyli zmieniać pieluszki, kąpać, ubierać i oporządzać pępek. Także nie mogę narzekać. Jedna pielęgniarka, tylko wyjątkowo niesympatyczna była, ale to pewnie wszędzie się trafi... Jedynie co to sam pobyt w szpitalu jest bardzo krótki - przyszłam w czwartek o 10, 11:50 Synek był już na świecie, piątek dojście do siebie w szpitalu, a sobotę tylko badanie Małego na żółtaczkę i wypis do domu. Mnie akurat pasowało, ale wiem, że dla niektórych trochę za szybko.
    Nie żałuję swojego wyboru szpitala, na pewno, jeśli jeszcze kiedyś będę w ciąży to w ciemno wybiorę to samo miejsce.

    Pozdrawiam i życzę tak samo dobrych wspomnień po porodzie Twinsów:)

    A szpital to Medeor w Łodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie może jeszcze zdążę przeprowadzić się do Łodzi? :p
      A tak na poważnie - zazdroszczę, że miałaś taką możliwość. Nie każdy ją ma.

      Dziękuję! :)

      Usuń
  7. Aniu, a ja po raz kolejny pochwalę Szpital św. Rodziny w Poznaniu. O stanie noworodka wiedziałyśmy wszystko i to czasami dwa razy dziennie pediatra się fatygował - nie tylko do mam chorych dzieci, ale do wszystkich. A co niedelikatnych lekarzy, to tam jest jedna niemiła paskudna lekarka, niestety... widocznie tacy zdarzają się wszędzie... uściski MM

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie też szpital to najgorszy aspekt rodzenia dzieci, nawet dzisiaj przeżywałam to jakoś na nowo, wspominając. Zastanawiam się, czy położne, które prowadzą szkoły rodzenia, a potem odwiedzają pacjentki na wizytach patronażowych mają jakiekolwiek informacje zwrotne na temat porodu. Czy to całe oddychanie, pozycje, kontakt skóra do skóry, pierwsze karmienie w ogóle jest możliwe, czy mimo nastawienia, wiedzy, planu porodu kobiety trafiają brzydko mówiąc na taśmę i nic się nie zmienia mimo praw, jakie gwarantuje nam rozporządzenie. Zwłaszcza po porodzie chciałoby się odpocząć, a nie ciągle zastanawiać, jak i kogo zagadnąć, żeby uzyskać informacje, do których mamy prawo. Cała lista praw, którą nawet pacjentka musi podpisać, że "się zapoznała". Jasne, ale jakoś nie zapoznaje się chyba personel...Ja jestem rozgoryczona swoimi wspomnieniami, ale dla dziecka trzeba przejść to jeszcze raz i odczłowieczyć się na kilka dni :-(

    OdpowiedzUsuń
  9. Przypomniało mi się coś :-) Tym razem spakuję do kosmetyczki suchy szampon,bo sporym dyskomfortem była niemożność umycia włosów po cc...Ledwo byłam w stanie ustać przy umywalce, żeby trochę się odświeżyć, ale prysznic dopiero w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym nie pomyślałam! Dzięki - to świetny pomysł.

      Usuń