Terapia filmowa


Na moment wszystko znowu przystopowało. Kolejny raz pędząca codzienność spowolniła, pozwalając spojrzeć nieco inaczej. Z boku.

A wszystko przez filmy. Napatrzyłam się, naprzeżywałam i teraz odreagowuję.

I dobrze. Tak lubię.

Nie pozbędę się tej części mej duszy, która taka głupiutka i sentymentalna jest. Która każe przeżywać - zawsze za mocno i za długo. Która nie pozwala spać w nocy i sprawia, że myśli uciekają daleko.

Inni śmieją się ze mnie, że naiwna jestem, że żyję złudzeniami, że trzeba twardo stąpać po ziemi zamiast bujać wysoko... Współczuję im. Nie mają pojęcia, co tracą.

Po takich seansach jak ten wczoraj, jak te w niedzielną noc, moja dusza krzyczy. Woła: "Spójrz! Widzisz?". Chwilę później upomina: "A myślałaś, że tego nie masz; że właśnie tego Ci brakuje. Wzdychałaś, kobito, do filmu, do książki. Obwiniałaś najbliższą Ci osobę, że Ci tego nie daje. Że zapomniała. A przecież masz tak wiele. Tyle pięknego w życiu Cię spotkało."

Tych kilka ostatnich chwil przywołało mnie do porządku. Ustawiło do pionu. Tak łatwo się zagubić, stracić z oczu to, co ważne, jedynie słuszne.

Zdecydowanie zbyt łatwo przychodzi mi zapominanie. Bez kłopotu można mnie wyprowadzić z równowagi. Za często ponoszą mnie nerwy. Przejmuję się tym, czym przejmować się nie powinnam. Zadręczam sprawami, na które nie mam wpływu. Fizycznie bolą mnie ludzka głupota i złośliwość.

I po co?

Dziś widzę to, co jeszcze wczoraj było niewidoczne, zamazane. Co w natłoku obowiązków co jakiś czas umyka, by po jakimś czasie, za sprawą trudnych ludzkich historii, wrócić i mocno się o siebie upomnieć. Dziś dostrzegam to, o istnieniu czego wiedziałam od zawsze, ale o tym zapomniałam. Po raz kolejny, niestety.

Siedzę na kanapie i czuję ciepło małej rączki, która chwyta mnie na chwilę. Widzę kochane oczyska spoglądające na mnie i słyszę cichutki głos "Mamuś fajna".

Leżę na dywanie ze starszakiem i widzę wychylającą się zza kanapy główkę z wielkimi oczyskami, które świdrują mnie na wylot. Czekają na reakcję. I kiedy tak w nie spoglądam, nagle tę małą buzię rozświetla rozbrajający uśmiech.

W szale gotowania, sprzątania, zmywania słyszę pisk. W zbyt wielu sytuacjach doprowadza mnie on do szału. Kiedy tak wwierca się w ciebie niemal od rana do wieczora, ma się ochotę wyjść z domu i nie wracać. Ale dziś jest inaczej. Dziś zamiast niego słyszę: "Mamo, chodź do mnie. Zostaw te gary i zajmij się mną. Potrzebuję Twojej uwagi".








A kiedy wieczorem te trzy małe istoty spokojnie śpią, widzę tę rękę leżącą obok mnie na kanapie. Należy do człowieka najbliższego memu sercu. Tego, który wspiera i pomaga, jak tylko umie. Który na spacery zabiera. Który biegnie w nocy do krzyczącego starszaka. Który kąpie każdego dnia. Który wyrzuca mnie z domu, żebym odreagowała choć trochę na zakupach w spożywczym. Który pędzi co tchu z pracy do domu, żeby być z nami, żeby mnie odciążyć. I jeszcze przytuli w międzyczasie. I powie, że kocha. I pocieszy.
Patrzę na niego i wiem, że to ten.

Dziś dostrzegam. 

Mam nadzieję, że zbyt szybko nie stracę tego z pola widzenia. A jeśli nawet, to wrócę do tego wpisu, przypomnę sobie, co mnie tak "odmieniło" i ponownie zafunduję sobie taki terapeutyczny seans.

7 komentarzy:

  1. ...tak na szybko...bo Anie i Bartki tak mają, zawsze to powtarzam:)
    Ania (żona Bartka swojego)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasami warto zwolnić tempo, zatrzymać się na chwilę i pomyśleć, docenić to co się ma:) Dzięki za wartościowy wpis!

    OdpowiedzUsuń
  3. A jakie to filmy, które powodują przebudzenie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczęło się od "Trzech metrów nad ziemią", później "Gwiazd naszych wina" i "Między piekłem a niebem". Mam jednak takich terapeutycznych tytułów dużo więcej :)

      Usuń
  4. "Gwiazd naszych wina" ...nie dość, że tytuł magiczny to i cała reszta zaskakująco piękna ;o) Pozostałych dwóch nie widziałam, ale nadrobię to z pewnością ;o) ślicznie dziękuję ;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj tak niestety czesto zapominamy co w zyciu wzne.
    Musze koniecznie zobaczyc t filmy!
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń