Suma wszystkich dni


Pytają mnie, dlaczego tak rzadko ostatnio piszę. Kiedyś kilka wpisów tygodniowo, teraz jeden, dwa...
Taki czas. Nie zrozumie, kto nie ma przynajmniej trójki dzieci w wieku 0-3 ;)
A tak na serio, kolejny raz powtarzam - i innym, i sobie - nic na siłę.


Ostatni tydzień przemknął niemal niepostrzeżenie. Pozostawił po sobie tylko ślad kilku ważnych i intensywnych chwil.

Dzieciaki szaleją. 

Najstarszy... To żywioł. Czas "popracować" nad jego emocjami. Nad tym, że za dużo krzyczy, kiedy jest podekscytowany, że niesiony falą szczęścia nie widzi i nie słyszy nikogo, a przede wszystkim nad tym, że nie każdy człowiek jest "swój" i że nie należy wieszać mu się na szyi i obdarowywać całusem. Zachwycają się dookoła, że on taki słodki, że to rozczulające, ale mnie ta nieograniczona ufność przeraża. 

Coraz częściej pada słowo przedszkole. I choć byliśmy na nie zdecydowani już wcześniej, to zaczynamy (wszyscy) oswajać się z tą myślą. Szymek póki co na hasło "przedszkole" reaguje pozytywnie, wymieniając od razu to, co będzie w nim robił "pisi-pisi (pisać), śpewa lalala (śpiewać) i bawi dzieci (bawić z dziećmi). A - i rzecz jasna będzie chodził do niego "śam". Ja jestem mniej gotowa i pełna obaw związanych z tym wydarzeniem, ale będę musiała sobie jakoś poradzić. Na razie czekamy - zapisy na początku marca.

Bliźniaki... Znowu na odwyrtkę. Już długi czas było tak, że Jagódka zachwycała nas swoim spokojem, a Franio denerwował krzykiem i płaczem. Teraz mała dokazuje, piszcząc okrutnie i domagając się noszenia. Franciszek natomiast zyskał przydomek "Pan Poważny" - jeszcze trudniej go rozśmieszyć niż dawniej. Co to za chłopisko będzie, to ja nie wiem.

Nasz plan dnia jest bardzo napięty. Wszystko pięknie zsynchronizowane, ale też nie ma miejsca na oddech. Kiedy bliźniaki śpią przed południem, bawię się z Szymkiem i szykuję obiad. Kiedy one się budzą, spać idzie starszak. Kiedy on wstaje, przychodzi czas na drugą drzemkę maluchów... Ani jednej chwili sam na sam. Poza jedną, ale o niej za chwilę...

Młodzi dorobili się nowej bryki. 
Oni są bardzo zadowoleni, a my zachwyceni. Prowadzi się cudnie!

W minionym tygodniu podjęliśmy z mężem bardzo ważną dla naszej całej rodzinki decyzję. Postanowiliśmy, że kolejny rok szkolny spędzę z dziećmi w domku na urlopie wychowawczym. Macierzyński kończy mi się dopiero w sierpniu, ale w szkole już teraz chcieli wiedzieć, jakie mam plany, żeby przygotować się na kolejny sezon. W zasadzie nie mieliśmy dużych wątpliwości. Bliźniaki będą jeszcze za małe, żeby zostawić je pod opieką babci (chociaż gdyby była taka konieczność, wiem, że mogłabym na nią liczyć). Zajmowanie się dwoma roczniakami jest bardzo męczące. Nie chcę też obarczać jej takim wysiłkiem. Poza tym - jeśli Szymek pójdzie od września do przedszkola, chcę być na miejscu. Początki mogą nie być tak kolorowe, jak mu się teraz wydaje, a mama to jednak mama. Nastawiam się też na częste chorowanie - z tego powodu też wolę być w domu. Mam nadzieję, że podołamy finansowo. Na szczęście w kryzysowej sytuacji zawsze mogę wrócić :)

To, że mniej mnie teraz na blogu, spowodowane jest też małą wojną. Wypowiedziałam ją własnemu ciału. Już jakiś czas temu rozpoczęłam walkę o siebie, ale prawdziwą batalię toczę od początku tego roku. Powiedziałam sobie, że dieta (zdrowsze odżywianie) to nie wszystko. Zaczęłam ćwiczyć. Codziennie. Zapytacie "kiedy?" (właściwie pewnie zapytalibyście "Kobieto! Kiedy ty znajdujesz na to czas?! Z trójką dzieci???"). Codziennie ok. 17.30 dostaję od męża godzinkę na ćwiczenia. Zamykam się w sypialni, odpalam komputer i spalam. Na wadze rewelacji nie ma - tylko 2 kg mniej. Tłumaczę sobie, że skoro ćwiczę tak często (na 19 dni opuściłam tylko 3 treningi), to nie może być inaczej - wszak mięśnie ważą więcej niż tłuszcz. Za to ubywa mi ciała. Centymetry spadają i to już cieszy bardziej :) Czasami mi się nie chce (zwłaszcza gdy dzieciaki dadzą w kość), ale nikt tego za mnie nie zrobi, a ja po prostu chcę się czuć lepiej. I tyle. Za miesiąc, dwa pojawią się wszędzie reklamy środków odchudzających i propozycje radykalnych diet, a ja będę już o dwa kroki do przodu :) I mąż mój kochany też - dzielnie walczy ze mną! Nie ćwiczy, leniuch mały, ale diety pilnuje. Trochę mu zazdroszczę, bo jego ciało pozbyło się już 5 kg balastu...




Nic dziwnego, że brakuje mi czasu na pisanie. Dzieje się dużo. Dużo dobrego. I to mnie cieszy!

7 komentarzy:

  1. Nasz idzie do przedszkola w pazdzierniku a matka juz sie stresuje.
    Choc na poczatku bedzie chodzil na 5h a pozniej sie zobaczy
    Tez zdecydowalismy sie ze zostane jeszcze z mala w domu ...

    Co do cwiczej to zazdroszcze Ci ja leniuch i nie moge sie zabrac sama za siebie :(
    Zycze powodzenia w dalszej walce!

    Jak pieknie wygladaja w tym powozie <3
    Mnie sie bardzo podoba w kol fioletowym niestety sa jedynie 3 kolowce co juz mniej mi odpowiada :/

    OdpowiedzUsuń
  2. czy Pani Mamanka wie, ze jest podobna do Iwony Schymalli?

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje Aniu, oj wiele się u Was dzieje. Trzymam kciuki za Wasze wszystkie nowinki i plany i przedszkola i ...mam nadzieję na więcej on-real... już niedługo. pozdrawiam szczególnie serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aniu, decyzja jak najbardziej słuszna:-) Szkoła nie zając - nie ucieknie, a są rzeczy ważne i ważniejsze! Zawsze to powtarzam. Gratuluję wytrwałości w "walce z własnym ciałem", oby tak dalej.
    Pozdrawiam serdecznie - I.

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję :-) Podziwiam Twoją dyscyplinę.
    Też zastanawiam się nad przedszkolem, ale nie raz słyszałam, że jak mama w domu to szanse dziecka bardzo spadają, bo pierwszeństwo mają..i tu cała lista. Dobrze wiedzieć, że zapisy juz od wiosny, trzeba myśleć z wyprzedzeniem.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podziwiam Wasza organizację dnia! Jak Ty to ogarniasz?! ;) No a przede wszystkim uklony za wygospodarowanie czasu na ćwiczenia! :) Ja niedawno kupiłam sobie skakanke - swietna sprawa, szybko widac efekty, ale jakos motywacji brak do regularnych ćwiczeń (do tej pory tylko 2, max 3 razy w tygodniu).

    My Zosię do przedszkola planujemy poslac, ale juz mnie przeraza wizja częstych chorób i przeziębień... :/

    Pozdrawiam,
    Kasia

    OdpowiedzUsuń